poniedziałek, 26 grudnia 2016

Ulubieńcy grudnia 2016

W Grudniu nie miałam ani jednego ulubieńca makijażowego - wręcz przeciwnie,
większość kosmetyków do makijażu okazało się bublami.
Ale za to mam piękny pyłek do paznokci oraz świetne rzeczy z pielęgnacji.


Na początek uraczę was efektem Holo z Neo Nail, za który wprawdzie zapłaciłam
prawie 30 zł ale kurcze było warto. Nie mam teraz zdjęcia wzornika,
ale musicie mi na słowo uwierzyć, że daje efekt pięknej, prawdziwej tafli holograficznej.
Wygląda bajecznie, jest go wprawdzie malutko ale jest przy tym wydajny.



Sprawiłam sobie w Hebe za ok. 7 zł kolejne opakowanie balsamu do ust Chapter.
Te produkty tak genialnie pielęgnują usta, że po prostu muszę mieć je w zapasie.
Jednak kokosowy pachnie o wiele ładniej ale obydwa świetnie działają
usteczka są nawilżone i gładziutkie przez długi czas a w pojemniczku jest dużo produktu,
więc starcza na długo. Wersję kokosową mam już chyba drugi miesiąc. 



Suchego szamponu Batiste chyba nie muszę nikomu przedstawiać - ratuje mnie kiedy
muszę na szybko wyjść z domu a mam nieumyte włosy lub gdy po prostu mam lenia.
Odświeża je w kilka sekund, nie zostawia śladu na ciemnych włosach,
jest produktem wegańskim i nie kosztuje wiele - ok. 15 zł. 
Z tej firmy miałam mini wersje tropikalną i duzą wiśniową, którą widzicie na zdjęciu
obydwa mają prześliczne zapachy więc muszę wypróbować inne suche szampony Batiste.



W Hebe jakiś czas temu kupiłam zestaw maska do włosów + szampon z biotyną
z Kallosa. Są to tanie kosmetyki, a włoski po nich cudownie lśniące i miękkie.
Naprawdę pokochałam ten zestaw pod każdym względem i polecam osobom,
które jeszcze nie znają tej marki - do codziennego użytku idealne
a starczą na wieki. Ja używam na spółkę z mamą a nie widać żeby wiele ubyło.



Przed świętami na promocji w Rossmannie upolowałam za 2,50 zł
płynne mydło o cudownym owocowym zapachu, które dobrze doczyszcza łapki,
pozostawia na długo ten fajny zapach a co ważniejsze nie wysusza nam skóry. 
Estetyczne opakowanie z dozownikiem jest tylko kolejną zaletą.



Najprawdopodobniej kolejny post będzie z ulubieńcami roku 2016,
który może pod względem prywatnym był dla mnie kiepski
ale pod względem kosmetycznych odkryć był niesamowity. 

czwartek, 8 grudnia 2016

Jesteś za młoda na makijaż!!!

Tak mnie natchnęło do napisania tego, że muszę mimo, że jest 3 nad ranem a ja o 6 muszę wstać
więc pewnie spać w ogóle nie pójdę i będę umierać w szkole ale po prostu muszę.
Jak pewnie część z was wie lub się domyśla osoba taka jak ja czyli fascynująca się makijażem,
stylizacją paznokci i traktującą to jako sztukę należy do facebookowych grup 
o tematyce urodowej gdzie z innymi pasjonatami i pasjonatkami tych dziedziń 
dzielimy się doświadczeniami, inspiracjami, pytamy i pomagamy
ale do tego przejdę zaraz, dla przykładu powiem wam parę słów o sobie.
Tak naprawdę fascynowałam się tym od najmłodszych lat, jako kilku letnia dziewczynka
wyciągałam cienie mamy i ją malowałam. Kiedy miałam 11/12 lat zaczęłam kupować
gazety typu Bravo Girl a tam często w prezencie dołączona była paletka cieni, błyszczyk itp
 w tego typu gazetach były też takie mini tutoriale makijażowe, ja często podglądałam mamę
jak ona się maluje, pytałam ją o różne rzeczy z tym związane i czasami w domu zamiast grać
na kompie próbowałam już wtedy tą swoją facjatę pomalować. Człowiek w wieku 11/12 lat
ma już dostatecznie wykształconą koordynację ruchową by móc stworzyć coś naprawdę
estetycznego, by narysować prostą linię (ja właśnie bardzo dużo rysowałam gdzieś do 13 roku życia).
Ma się wówczas wtedy ogromną sprawność i umiejętność szybkiego uczenia się
więc nie ma nic lepszego niż wykazywanie przez dziecko zainteresowań różnymi dziedzinami
i okazywaniem w tym jakiegoś talentu mimo, że początki często są nieudolne
ale nikt nie rodzi się z umiejętnością perfekcyjnego wykonywania czegoś do tego
trzeba ćwiczyć by nabrać wbrawy. Okej mając 11 lat nie malowałam się do szkoły dopiero
pod koniec 6 klasy zaczęłam używać tuszu i pudru ale mama pozwalała mi zrobić jakieś
cienie na oku na szkolną dyskotekę czy jak szłyśmy w niedzielę do babci,
wolała chyba mieć nad tym kontrolę i mi na to pozwolić niż żebym robiła nie wiadomo co
za jej plecami. Potem no to już byłam starsza w gimnazjum używałam podkładu,
pudru, tuszu i eyelinera czasami błyszczyka rzadziej szminki.
Jeśli ktoś mnie zna albo jest na bieżaco z moim blogiem i widział ten >wpis<
to wie, że w gimnazjum lubiłam sobie poimprezować trochę głupi czas,
przysporzyłam tym kłopotów i zmartwień mamie, ale w gruncie rzeczy
kiedy widzę teraz moich znajomych co tydzień chodzących na imprezy zeby
się wyszaleć i wybawić ciesze się, że ja mam to już zasobą i teraz kiedy
jestem juz w świetle prawa dorosła mogę się skupić na swojej pasji i jej rozwijaniu,
zarobieniu tych kilku groszy na produkty na których mogę się uczyć ...
W każdym razie zawsze przejawiałam jakiś talent do makijażu i zamiłowanie do niego,
więc na 17 urodziny od mojego chłopaka dostałam taką wielką paletę z Sephory
a mając mnóstwo kosmetyków nadszedł czas by nauczyć się tego i tamtego. 
I teraz spójrzcie na mnie: mam prawie 19 lat i pomysł na swoją przyszłość,
wiem co chcę robić w życiu i wiem, że mam możliwość utrzymywania się z czegoś
co daje mi ogromną przyjemność a koledzy ograniczani przez rodziców wcześniej
często teraz nie wiedzą co w ogóle mają ze sobą zrobić kiedy skończą to liceum
bo nie mieli możliwości poznać samych siebie, świata i odkryciu swoich pasji
nawet jeśli dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe zazwyczaj są one im wciskane
przez rodziców, czasami trafią w 10 i rozpoczną w człowieku pasję na całe życie,
ale czasami męczą tego kilkuletnego biedaka lekcjami gry na fortepianie 
a on wolał by sobie rysować - być może w przyszłości przerodziłoby się to w bycie
wielkim artystą, twórcą komiksów a moze właśnie kimś związanym z wizażem.
Dlatego szlag mnie trafia kiedy w grupach typu " stylistki paznokci " " wizażyści "
pojawia się post z pytaniem albo zdjęciem pracy i prośbą o ocenę 
a wyda się że autor ma 13-15 lat to jest zaraz fala hejtów, że gdzie są rodzice,
że to nie czas na makijaże, do książek gówniarzu itp. 
Nie wiem czym to jest uzasadnione ale chyba lepiej widzieć początki 
czyjejś pasji do makijażu niż pijaną i naćpaną 14 latkę rzygającą na środku ulicy
albo dzieciaka, który po prostu nic nie robi ze swoim życiem i nic go nie interesuje.
Generalnie zaobserwowałam, że jak się coś robi to źle ale jak się nic nie robi to też mają pretensje.
Raz też skomentowałam post jednej młodszej dziewczyny, która pytała właśnie
o coś związanego z makjażem i przytoczyłam jej moją makijażową historię
mówiąc, że teraz mam niecałe 19 lat a już wiem co chcę robić w życiu
to w komentarzu od jakiejś pani dowiedziałam się, że jestem gówniarą 
i nic nie wiem o życiu i nie powinnam w ogóle należeć do takiej grupy 
bo jestem gówniarą i nic nie wiem i że moja matka jest nienormalna że pozwala
mi się malować jak mam 18 lat ... ??????????????????????
Z jednej strony te wszystkie ograniczenia ze strony rodziców mają być dla dobra
ich pociechy ale czasami są zupełnie nieuzsadnione. Ludzie lekceważą to,
że dziecko przejawia zainteresowanie jakąś dziedziną twierdząc że to głupota.
A obcy ludzie robią to samo - zamiast stwierdzić, że rośnie świetne młode pokolenie
skoro w tak młodym wieku ktoś już się czymś interesuje to również to lekceważą,
negują tym samym zniechęcając drugiego człowieka do rozwoju.
Wiek nastoletni to wiek idealny by odkrywać w sobie pasje,
poznawać nowe rzeczy i nabywać przydatnych umiejętności bo mając 30/40 lat
człowiek już nie ma na to ani siły ani czasu często a i nauka czegokolwiek
przychodzi z o wiele większym trudem niż jak się tych lat ma 14
więc zamiast tłamśić drugiego człowieka pomóżmy mu się rozwijać. 
Poza tym argument " do książek a nie do makijażu " jest totalnie z dupy...
Bo nie przesadzajmy, że człowiek przez całą swoją edukacje nic innego robi
tylko się uczy. Sama przebyłam już trochę lat w szkołach i kończę swoją edukacje,
może nie chodziłam nigdy do prestiżowej szkoły ale moje wyniki z egzaminów
czy próbnych matur mówią same za siebie - nie jestem debilem i wiem co nie co. 
Tej nauki wcale nie jest aż tak dużo - przecież mamy czas żeby spotykać się ze znajomymi
czy wyjechać na weekend z rodzicami albo spędzać dnie i noce na facebooku 
a mimo wszystko nie jesteśmy zdegenerowanymi debilami, które nic nie potrafią. 
Może zamiast marnować czas, który i tak mamy wolny to warto go
spożytkować na coś naprawdę sensownego a wy drodzy rodzice
z radością pomożecie swojemu dziecku rozwinąć skrzydła zamiast je podcinać. 
Żyjemy w czasach, w których ani ukończenie najlepszej szkoły,
ani studia nie gwarantują nam dobrej przyszłości,
zwłaszcza jeśli studiujemy bo rodzice tak chcą a to co chcemy robić w życiu
jest czymś zupełnie innym. Sztuką jest robić coś w czymś się jest dobrym,
ale ciężko być dobrym jeśli wykonuje się zawód, którego się nie cierpi.
Praca to stały element naszego życia i ma na resztę rzeczy ogromny wpływ,
nieraz aż mi smutno jak widzę ludzi, którym życie zawodowe
niszczy wszystkie inne płaszczyzny życia w tym małżeństwa i w ogóle relacje z innymi
tylko dlatego, że pozwolili by ktoś w młodości podejmował decyzję za nich.
Rodzice często mają dobre intencje ale skutki tego nieraz naprawdę są przykre
a społeczeństwo dalej jest zaślepione i zamiast dostrzegać plusy sytuacji,
plusy w tej młodej przyszłości cywilizacji w świeżości poglądów i pomysłów
uważa, że powinno się je zgnieść, zdeptać najlepiej zabić w zarodku.

To co napisałam nie tyczy się tylko makijażu, paznokci i ogólnie sfery beauty
ale wszystkich rzeczy, które możemy robić a które nie do końca są rozumiane
i akceptowane przez innych, bo społeczeństwo wciska nam młodym ludziom
że gówno wiemy i mamy słuchać starszych bo oni zawsze mają racje
a jak jej nie mają to patrz punkt wyżej... człowiek sam musi do wszystkiego dojść,
a świat w dzisiejszych czasach daje ogromne pole do popisu 
więc nie możemy dopuścić do zabijania indywidualności.
Bo człowiek szczęśliwy to człowiek, który jest sobą i robi to co kocha. 
Powód do zmartwień jest wtedy kiedy widzimy młodą osobę,
którą nic nie interesuje, nie ma w sobie w ogóle energii do życia.


Zapraszam do komentarzowej dyskusji, lajkowania mojego >fanpage<
oraz udostępniania tego wpisu swoim znajomym i pokazywania
waszym rodzicom bo wiem, że ta sytuacja przytrafia się wielu osobom
i warto coś z tym zrobić bo być może ktoś nie jest świadom tego,
że takiemu młodemu człowiekowi z zapałem do działania wyrządza krzywdę. 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Paese Long Cover Fluid


Dlaczego nie polubiłam kosmetyku marki Paese?
Ponieważ Long Cover Fluid w odcieniu 00 porcelain oksyduje niesamowicie.
Używałam próbki w wakacje albo niedługo po nich było jej tam na tyle,
że wykorzystałam go 2 razy i pamiętałam, że był fajny jaśniutki
widocznie wtedy nie było widać na opalonej lekko skórze że podkład oksyduje
lub zmieniła się formuła - szukałam na ten temat informacji ale nic nie znalazłam.


Podkład zanim ściemnieje ma naprawdę ładny kolor idealny dla takiej bladej twarzy jak ja.
Generalnie mam cerę mieszaną w kierunku tłustej a ten podkład jest dla cery suchej/normalnej
ale chciałam coś lżejszego na codzień co będzie miało w sobie jakieś właściwości odżywcze.
Nie zgodzę się z tym co napisał producent bo krycie wcale nie jest mocne raczej średnie
w stronę delikatnego ale za to da się je całkiem fajnie budować.
Kosmetyk daje naturalne wykończenie i nie czuć go na skórze co jest ogromną zaletą. 
Trwałość nie jest wybitna ale jest taka w sam raz, nie zaufałabym mu podczas wielkiego wyjścia
ale do codziennych makijaży gdzie zależy nam bardziej na komforcie jest ok.
Ja go kupiłam na ladymakeup.pl chyba za 29,90 zł więc to nie wielka strata,
ale bardzo chętnie go odsprzedam lub wymienię na Revlona do cery tłustej w kolorku 110. 
Generalnie polecam osobom, które nie mają niesamowitych przebarwień i cerę skłonną
do przesuszeń bo daje efekt nawilżonej, zdrowej skóry tylko miejcie na uwadze, że lubi ściemnieć!
Aaa! Opakowanie nie zawiera pompki tylko w środku taką szpatułkę do wygrzebywania
co pewnie wynika z jego gęstej konsystencji. 


Znacie ten podkład? Jakie podkłady w jasnych kolorach o dbrym kryciu polecacie?

środa, 30 listopada 2016

Kosmetyczni ulubieńcy listopada 2016

Listopad dobiegł końca, rok też powoli się kończy a kosmetyków w moich
zbiorach ciągle przybywa więc warto się podzielić produktami,
które używałam rzetelnie przez ostatnie tygodnie i które tak bardzo przypadły mi do gustu.



Opowiadałam wam na początku listopada o balsamie do ust Chapter o kokoswym zapachu,
który ratuje moje usta przed byciem wiecznie suchymi i spękanymi.
Używam go jakoś od konca października codziennie i wcale go nie oszczędzam a została 
mi go jeszcze połowa. Ma wysoko w składzie lanoline, która pomaga usta nawilżyć. 
Uwielbiam ten kosmetyk dostępny w Hebe. Nie wiem ile kosztuje w cenie regularnej
ja go kupiłam w promocji za jakieś 6-7 zł i będę kupować regularnie.



Krem do twarzy Eveline doskonale matuje a jednocześnie nawilża moją kapryśną cerę.
Idealny pod makijaż, bardzo szybko się wchłania i kosztuje tylko ok. 14 zł.



Robiąc zakupy w Hebe z mamą natrafiłyśmy na ogromny płyn micelarny do demakijażu
całej buźki. Kosztował jedynie ok. 17 zł za aż 400ml więc jest go 2x więcej niż standardowe
tego typu preparaty a cena przystępna. Dokładnie i szybko pomaga pozbyć się makijażu
nie podrażniając skóry, a u mnie przy dość wrażliwej cerze często się to zdarza.



Youtuberki zachwalają tonik różany z Evree a z racji że był dostępny na ezebra
za jakieś 11 zł gdzie robiłam akurat zamówienie zdecydowałam się na niego.
Plusem jest aplikacja bo ma wygodny atomizer, który dozuje delikatną mgiełkę.
Uwielbiam wodę różaną za zapach i to jak wpływa na skórę -
doskonale nawilża i łagodzi więc chętnie sięgam po produkty, które mają ją w składzie.



Z kolorówki mam tylko dwa produkty w tym miesiącu - korektor Bell i cień w kremie tej marki.
Korektor mineralny o numerku 1 - bardzo jaśniutki, fajnie kryje, daje naturalny efekt
i biorąc pod uwagę to, że kosztował niecałe 8 zł jestem zachwycona.
Nie mam mocnych cieni pod oczami więc dla mnie jest w sam raz.
Co więcej nie pcha się szczególnie w zmarszczki i linie mimiczne.



Cień w kremie Bell Wanted, którego cena to również ok. 8 zł nr. 3 nadaje się
zarówno na powieki jak i jako pomada do brwi. Jest trwały i dobrze napigmentowany.
Minusem jest to, że trzeba się z nim nauczyć szybko pracować bo szybciutko nam zasycha.
Nie wchodzi w załamania powieki ani nie rozmazuje się na brwiach, czego chcieć więcej? 


A jakie kosmetyki wy polubiłyście w tym miesiącu? 

środa, 23 listopada 2016

Eveline lekki krem matujący na dzień


Zdecydowałam się na krem marki Eveline dla cery tłustej i mieszanej
ponieważ producent gwarantuje to czego ja szukam - nawilżenia skóry
przy jednoczesnym jej zmatowieniu. Kosmetyk ten kosztował ok. 15 zł
więc to naprawdę tanio, a skład też nie jest najgorszy jak na tą cenę.
Używam go pod makijaż i jestem zadowolona bo robi świetną robotę:
buźka nie jest przesuszona, ale gładka i czuję nawilżenie a jednocześnie
nie świecę się jak psu wiadomo co... ;) co więcej podkłady na tym kremie
świetnie się utrzymują, najlepszy duet tworzy z moim ukochanym
Pierre Rene Skin Balance, który mam wrażenie wygląda i zachowuje się
na mojej skórze w zestawieniu z bazą w postaci omawianego produktu
jeszcze lepiej niż dotychczas a ja w końcu nie martwię się o nadmierny
blask mojej twarzy, jest on tylko tam gdzie dam rozświetlacz.
Zaletą kremu jest też lekka formuła i to, że szybko się wchłania.
Polecam właścicielkom cery ze skłonnością do przetłuszczania,
ale wymagających dawki nawilżenia.

A jakie są wasze ulubione kremy o matującym wykończeniu?

niedziela, 13 listopada 2016

Kosmetyki z biedronki - Bell.

Kiedy dowiedziałam się, że marka Bell wypuściła nową serie cieni w kremie
musiałam wybrać się do biedronki i zdecydowałam się na cień
oraz korektor pod oczy z już starszej ( chyba ) kolekcji.


Cienie z serii Wanted przewijają się na blogach oraz youtube - marka ta jest bowiem
dość doceniana mimo swojej niskiej ceny i dostępności w zwykłej biedrze,
która jest praktycznie w każdym dużym mieście ale i małym miasteczku
więc to samo w sobie jest plusem - nie trzeba nigdzie daleko jeździć
nawet jeśli mieszkamy w małej miejscowości, a jeśli jesteśmy z dużego miasta
na praktycznie każdym osiedlu jest biedronka do której chodzimy kupić sobie chleb
a przy okazji kupowania chleba i parówek możemy również zaopatrzyć się w dobre kosmetyki
do makijażu. Mój cień jest w kolorze o numerku 3, jest to taki dobrze napigmentowany,
chłodny odcień brązu, nie bardzo ciemny ale też nie mocno jasny taki średniak. 
Produkt jest bardzo trwały i raczej wodą i mydłem się go nie pozbędziemy.
( wiem bo próbowałam domyć swatcha z ręki i naprawdę byłam w szoku 
bo dopiero dwufazowy płyn do demakijażu w 100% się z nim uporał )
Kosmetyk nie wchodzi nam w załamanie powieki, ale trzeba nauczyć się z nim
bardzo szybko pracować bo śpieszy mu się z zastyganiem więc nakładamy i od razu
rozcieramy. Na brwiach też bardzo ładnie się prezentuje przez cały czas
chociaż ja wolę brwi podkreślać po prostu zwykłymi cieniami - tak mi najwygodniej,
nie mniej jednak jeśli ktoś ma ochotę na pomadę do brwi za 8 zł to polecam.


Tutaj wykorzystałam właśnie ten cień do brwi i na powieki a efekt moim zdaniem ciekawy.


Drugim produktem na jaki się zdecydowałam jest korektor również od Bell
Multi Mineral anti-age concealer w wersji najjaśniejszej ( nr. 1 ) 


Korektor jest o takim bardziej różowo-brzoskwiniowym zabarwieniu niż żółtym
 ale to o tyle dobrze, że te kolory fajnie zneutralizują zasinienia pod oczami. 
Nie ma on bardzo mocnego krycia, ale z moimi zasinieniami radzi sobie naprawdę
dobrze a co więcej nie zbiera się jakoś wyjątkowo w załamaniach w ciągu dnia,
a na pewno mniej niż niektóre korektory z którymi miałam do czynienia.
Co więcej nie waży się, ładnie stapia się z resztą makijażu
więc jak za 8 zł to jestem naprawdę zadowolona.


Jak widać na zalączonym swatchu korektor jest bardzo jaśniutki więc taki
bladzioch jak ja cieszy się, że znalazł niezły, drogeryjny produkt w odpowiednim odcieniu.



A wy jaki macie stosunek do kosmetyków Bell? Testowałyście już nowe cienie w kremie?

poniedziałek, 7 listopada 2016

Odkrycie ostatnich miesięcy.

Hej, dzisiaj podzielę się z wami swoim nowym ulubionym produktem.
Jest to balsam do ust Chapter o pięknym kokosowym zapachu.


Produkt ten jest odpowiedzią na moje potrzeby - usta są po nim gładziutkie,
nawilżone, miękkie i jest to efekt natychmiastowy. Dodatkowo balsam długo pozostawia to
cudowne uczucie nawilżenia, nie wchłania się szybko a nawet jeśli się wchłonie usta nie
robią się spierzchnięte tylko dalej przyjemne, elastyczne chociaż warstwy balsamu
już na nich nie ma. Ja ten kosmetyk kupiłam w drogerii Hebe i zapłaciłam
ok 7 zł w promocji a standardowa cena to chyba ok. 15 zł i naprawdę warto wydać tą kwotę 
na niego, bo używałam mnóstwo pomadek, błyszczyków, wazeliny i nic nie dawało
mi ukojenia ust więc przez ostatnie kilka miesięcy miałam je ciągle spierzchnięte z suchymi skórkami a teraz są cudowne i gładziutkie - idealne pod matowe pomadki,
które tez lubią usteczka wysuszyć ale pomoże mi tutaj moje nowe kosmetyczne cudo.
Są też inne warianty zapachowe, ja widziałam jeszcze fioletowe
a chyba jest oprócz tego jeszcze kilka do wyboru. 
Przeanalizowałam też trochę skład tego balsamu i jest on bardzo przyjazny
więc nie ma się co dziwić, że ma tak dorboczynny wpływ na delikatną skórę ust
ma lanolinę na drugim miejscu w składzie, a jak wiadomo jest ona bardzo dobra
dla właśnie suchej, podrażnionej skóry pomaga utrzymać odpowiedni
poziom nawilżenia. Oprócz tego mamy tutaj np. olejek rycynowy i witaminę E.
Jestem szczęśliwa bo już nie muszę szukać idealnego produktu dla moich 
dość podatnych na wysuszenie ust szczególnie zimą. 
Jedynym minusem jest forma aplikacji - trzeba grzebać paluchem w pudełku,
a wiadomo że jak musimy posmarować usta na ulicy to nie zawsze są one czyste
ale wybaczam i to, ja i tak zazwyczaj mam na ustach szminkę, albo taką
nawilżającą pomadkę w formie trochę takiego błyszczyka z Ziaji,
którą apilkujemy w bardziej higieniczny sposób. 

Napiszcie mi w komentarzach czy spotkałyście się już z kosmetykami tej marki
bo chyba to jest nowość i tylko na wyłączność sklepu Hebe? 

środa, 2 listopada 2016

Ulubieńcy października 2016

Czas leci jak szalony więc przygotowałam dla was kolejne kosmetyczne zestawienie miesiąca
i nie przedłużając zapraszam do dalszej lektury.


Z pielęgnacji tylko dwa kosmetyki ukradły moje serce w tym dezodorant Fa,
który po pierwsze rzeczywiście dobrze nas ochroni przed śmierdzeniem
a po drugie tak jak zapewnia producent ja nie zauważyłam po nim śladu na ubraniach. 
Jest wydajny i łatwy w aplikacji i nie dozuje zbyt dużo kosmetyku.
Zaletą jest też cena i dostępność ( ja kupuje zawsze w Rossmannie i często jest przeceniony ).



Chantal - Sessio Aqua Cooltura to cudowna odżywka do włosów,
którą kupiłam w Hebe za jakieś grosze ok. 6-7 zł. Odżywka ślicznie pachnie,
włosy są po niej faktycznie nawilżone dodatkowo też wygładzone więc miłe w dotyku
i ogólnie dobrze się sprawują oraz pięknie prezentują - są baaaardzo błyszczące.
Nie jest to może najgenialniejszy kosmetyk w mojej kolekcji,
ale biorąc pod uwagę cenę i to, że daje oczekiwany efekt
zasługuje na swoje 5 minut w moich wrześniowych ulubieńcach.



Konturówkę do ust z Golden Rose, która jest transparenta pokochałam od pierwszego użycia -
robi to co ma robić konturówka czyli pilnuje by pomadka nie " wylała się " poza obrysowany
nią przez nas kontur ust. Jest miękka i łatwo się ją temperuje
a ponieważ jest przezroczysta nadaje się pod każdą pomadkę. 
Nie pamiętam ile kosztowała ale nie więcej niż 7-8 zł.
Polecam ją z całego serca każdej miłośniczce makijażu ust.



Podkład z Ingrid Mineral Silk & Lift bardzo przypomina mi starą wersję Revlona CS
ma tylko trochę słabsze krycie, ale za to w regularnej cenie kosztuje ok 10 zł 
i ma wygodne, lekkie opakowanie - tubkę. Podkład jest trwały,
dobrze się rozprowadza, jak wspominałam fajnie kryje i na buzi nie ciemnieje znacznie
natomiast na ręce jak jest jego grubsza warstwa potrafi zoksydować. 
Ja mam nr 280 kość słoniowa i jest dla mnie tylko minimalnie za ciemny,
ale jak rozprowadzam go lekko na szyję to różnicy nie widać.
Moim zdaniem fajnie się nada do każdego rodzaju cery
i dla każdej osoby, która oczekuje całkiem fajnego krycia na codzień. 
W hebe często są promocje na tą markę także można trochę pocebulić
i kupić tak jak ja - jeszcze taniej ( zapłaciłam ok 6 zł za fajny podkład ).



Uwielbiam zakupy na aliexpress - upolowałam za zawrotną kwotę ok 1,60 $ ;) 
puder By Nanda biały transparentny ( z tego co się orientuje są 3 kolory do wyboru
biały, jasny beżowy i ciemniejszy beżowy ). Puder ma wygodne opakowanie
z czymś w stylu puszka do nakładania go. Przychodzi dobrze zapakowany w kartonik,
zabezpieczony taśmą żeby się nie rozsypał. Jest dobrze zmielony,
 świetnie utrwala makijaż i długo trzyma mat na skórze.
Mnie dobrze sprawdza się do bakingu. Mój link do niego już nie jest aktywny,
ale jak wpiszecie w wyszukiwarce na ali By Nanda to na pewno go znajdziecie.




Napiszcie w komentarzach jacy są wasi ulubieńcy tego miesiąca i czy mieliście już
styczność z moimi produktami? 

piątek, 21 października 2016

NIE DAJ SIĘ KOBIETO!

Dzisiaj nie będzie o przyjemnych sprawach, dzisiaj będzie
o czymś bardzo nieprzyjemnym - o przemocy w związku czy też przemocy domowej.
Może części z was nie spodoba się fakt, że opowiadam swoją, bardzo prywatną
historię, ale ponieważ wiem jak trudna jest taka sytuacja i wierzę,
że moje wypociny mogą zmienić życie chociaż jednej osoby opowiem wam moją historię,
straszną historię, spotkało mnie to w bardzo młodym wieku... coś czego nie życzę nikomu.

 Zdjęcie zapożyczone z google grafika.

Miałam 13 lat, byłam w pierwszej klasie gimnazjum i przez wspólnych znajomych
poznałam tam starszego o 3 lata chłopaka. On był już w pierwszej technikum.
Na początku wychodziliśmy wspólnie ze znajomymi i chowaliśmy się po osiedlu
by palić papierosy ale zaczął do mnie pisać na fejsbuku bo to już były te czasy kiedy
prawie każdy miał tam konto chociaż sporo osób korzystało jeszcze z naszej klasy 
( jezu czuję się taka stara to było 5 lat temu... ) potem zaczęliśmy wychodzić nawet sami,
odprowadzał mnie do domu i w ogóle coraz bardziej się wkręcałam w tą znajomość
aż po raz pierwszy mnie pocałował. Wcześniej byłam nawet podrywana przez różnych
chłopaków ale nie robili na mnie wrażenia na dłuższą metę, były to takie zwykłe
chamy i prostaki, dzieci, z którymi tematy rozmów szybko się kończyły
i myśleli tylko o tym, żeby " mieć dziewczyne i ja zaliczyć ".
Ten chłopak był inny, lubił książki, filmy, anime, które ja swojego czasu chętnie oglądałam,
słuchał tak jak ja rocka i ogólnie tematy się nie kończyły bo mieliśmy mnóstwo wspólnego.
Po miesiącu się rozstaliśmy bo coś tam nie pykło, ale kontakt się nie urwał...
Na moje nieszczęście bo od tego się zaczęło... pisaliśmy dalej codziennie,
a ja i moje biedne serduszko coraz bardziej przepadaliśmy.
Co wydaje się oczywiste, krótko po moich 14 urodzinach się zeszliśmy.
Byłam przeszczęśliwa no przecież pierwsza wielka miłość ( stara miłość nie rdzewieje hehe )
udało się jesteśmy razem. Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak pojawił się kiedy
zaczął mi robić afery jak witałam się z kolegami buziaczkiem w policzek
( w moim gronie takie przywitanie to coś powszechnego i normalnego ),
szybko zaczęły się akcje zazdrości ( nadeszło lato więc chodziłam, w krókich spodenkach
i bluzkach z dekoltem albo w zwiewnych sukienkach a on mi robił afery, że mam się 
nie ubierać jak dziwka ... serio? ), nawet nie pamiętam pierwszej takiej ostrzejszej kłótni. 
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz mnie uderzył, nie wiem kiedy tak mnie sobie
omotał wokół palca, że byłam kompletnie zaślepiona tym uczuciem.
Zaczął mi nawet ograniczać kontakt z przyjaciółkami, był zazdrosny o wszystko.
O kolegach mogłam zapomnieć. Nie było też problemem rzucić się na mnie i zacząć dusić,
nie było problemem robić ze mnie dziecka na posyłki kiedy nie chciało mu się iść do sklepu
( czyli zawsze ) nawet w zimie kiedy byłam chora. 
Mialam obowiązek codzienne do niego przyjeżdżać.
Jesli kupiłam sobie swoją paczkę papierosów to zazwyczaj pod koniec spotkania
zabierał mi większość tak, że mi zostawały 2. Ja się złościłam,
ale w gruncie rzeczy traktowałam to normalnie z niewiadomego powodu.
Byłam tak zmanipulowana... do tego stopnia, że kiedy odmówiłam mu seksu
sam go sobie wziął... a ja cholera jasna nie widziałam w tym nic złego
bo przecież to mój chłopak to nie mógł mnie zgwałcić ( fuck logic )...
Kiedy się kłóciliśmy to ja przepraszałam i ja czułam się winna,
przepraszałam kiedy to ten kawał skurwiela mnie bił, wyzywał, niszczył relacje 
z przyjaciółmi i to ja się czułam winna, kochałam go i wierzyłam, że się zmieni.
Kiedy przyjaciele błagali, żebym się z nim rozstała ja mówiłam, że on mnie kocha,
że przecież już będzie dobry. A kiedy dochodziło po raz kolejny do rozstania 
robiłam wszystko żeby do niego wrócić, bo byłam zaślepiona uczuciami
i jego manipulacją. Ale im więcej ludzi poznawałam,
im częściej chodziłam na imprezy ( 15-16 lat to kiepski wiek na libacje alkoholowe
ale w tym wypadku wyrwały mnie z rąk tego zwyrodnialca ) 
tym bardziej znajomi i ja sama uświadamiałam sobie, że coś jest nie tak,
że są inni ludzie, inne rzeczy na świecie fajniejsze niż ten patologiczny związek.
Dostrzegałam, że są inni chłopcy na tym świecie - mili, przystojni, nie krzywdzący
drugiego człowieka jednak zanim całkowicie się wyzwoliłam musialy minąć 3 lata. 
Wracaliśmy do siebie na kilka dni orientowałam się " o boże co ja robie "
i zmywałam się. Za każdym razem kiedy go spotykałam coś mnie jakby mroczyło,
a on mamił mnie gadką, że mnie kocha i że się zmieni, że nie może o mnie zapomnieć. 
Ale w końcu ta nić została przerwana całkowicie, zostawiając nieodwracalne zmiany
w psychice. Do tej pory kiedy ktos robi gwałtowny ruch w moją stronę nawet na żarty
zaczynam się cofać i zasłaniać, do tej pory kiedy pokłócę się ze swoim obecnym,
cudownym i kochanym chłopakiem nawet jeśli to nie jest moja wina chcę przepraszać
i czuję się winna nawet jeśli to on przeprosi i wszystko jest okej.
Kiedy coś się dzieje na świecie złego mam wrażenie, że to moja sprawka 
bo ten skurwiel mnie tak nauczył, że mam być grzeczna, posłuszna 
i że zawsze wszystko jest moją winą więc mam przepraszać.
Nie wiem gdzie wtedy miałam mózg i oczy, nie wiem dlaczego
ukrywałam to przed swoją mamą i dowiedziała się jak bardzo był popierdolony
dopiero kiedy przychodził w nocy pijany walił w drzwi, zostawiał swoje włosy 
( ! obciął sobie włosy " dla mnie " ) na wycieraczce ... czasami miałam wrażenie,
że to nigdy się nie skonczy. Ale mijają 2 lata jak skończyłam wszystko 
z tym szaleńcem. Nawet nie wyobrażacie sobie jak zmarnowałam sobie
praktycznie cały okres gimnazjum, ile fajnych chłopaków odrzuciłam przez niego
ale na szczęście los się do mnie uśmiechnął i w styczniu będą 2 lata jak jestem
w szczęśliwym związku, nie idealnym bo ideałów nie ma, czasami się kłócimy,
czasami się złościmy, ale nikt nic nie robi wbrew sobie, nikt nie robi sobie krzywdy,
mój facet nawet nigdy nie podniósł na mnie głosu nawet. 
Ten patologiczny związek generalnie jest dla mnie traumą, 
miałam problemy z alkoholem, z imprezami, z własną tożsamością,
 bo tak bardzo miał nade mną kontrolę, że bez niego nie wiedziałam co robię.
Dlatego dziewczyny, proszę nie dopuszczajcie do takich sytuacji,
kiedy facet się tak zachowuje nie miejcie litości i nadziei, że się zmieni
bo ON SIĘ NIE ZMIENI, PSYCHOL ZAWSZE BĘDZIE PSYCHOLEM
( tak nawiasem mówiąc zgadnijcie gdzie sporo czasu spędził mój eks? tak w psychiatryku ).
Postanowiłam to napisać bo oglądam sobie film, zobaczyłam pobitą przez męża kobietę,
która tuli przerażone dziecko i pomyślałam - przecież to mogłam być ja...
Dzięki tym doświadczeniom jestem silniejsza, jestem teraz odważną kobietą,
która poradzi sobie w życiu, ale gdyby nie przyjaciele, którzy mnie wspierali,
którzy wiernie trwali przy mnie i pomogli mi wyjść z tego to pewnie dalej bym z nim była.
Gdyby nie mój obecny i mam nadzieję, że już ostatni do końca życia facet 
nie wyleczyłby mnie, nie pokazałby jak powinien wyglądać związek
pewnie teraz siedziałabym pijana i płakała. Ten blog by nigdy nie powstał,
a ja nie odkryłabym nigdy tego co jest moją pasją.
Nie bójcie się dziewczyny odejść od drania bo jest mnóstwo mężczyzn na tej planecie,
którzy będą was kochać i traktować tak jak na to zasługujecie - jak księżniczki.
Mam nadzieję, że taki wpis na moim blogu daje do myślenia
i zakoduje się wam w głowach, że dla takich ludzi nie można być pobłażliwym. 
Zapamiętajcie też, że jeśli ktoś robi wam krzywdę warto powiedzieć o tym najbliższym
mamie, tacie, przyjaciołom - nie można być z tym samemu.

wtorek, 18 października 2016

Lampav led/uv Sun9c z aliexpress


Dzisiaj przygotowałam wam recenzję czegoś bez czego manicure hybrydowy
ani żelowy nie ma racji bytu - lampa do utwardzania naszego manicure.
Zapłaciłam za swoją Sun9c ok. 78 zł na aliexpress i to naprawdę jedne z lepiej ulokowanych
przeze mnie pieniędzy. Na allegro je widziałam już od ok. 90 zł więc też nie majątek
a o ile sprzedawca wysyła z Polski to chyba lepiej dopłacić i mieć szybciej
chociaż moja szła do mnie ok.2 tygodnie więc jak na ali naprawdę krótko.
Trzeba się upewnić, że lampa z ali ma wtyczkę europejską - tak jak moja widoczna na zdjęciu.
Jeśli chodzi o wybór koloru to wszystkie lampy z zewnątrz są białe można 
wybrać sobie kolor środka - ja postawiłam na róż.
Jest też bardzo podobna do tej lampy lampka Sun9s ( zamiast diody pokazującej
ile lampa będzie się świecić ma wyświetlacz, który pokazuje sekundy ) i jest trochę droższa.


Lampa ma 15 diod, które świecą światłem led i uv więc nie dość, że super utwardzą 
nam hybrydę ( ja utwardzam 30 sekund ) to jeszcze utwardzą zwykły żel ( ja utwardzam 1,5-2min).
Wcześniej miałam wielką tunelówkę i mały mostek led - obie były porażką
bo tunelówka była dobra gdyż bez problemu mieściłam tam całą dłoń ale
czas utwardzania koloru - 2 minuty to przesada, a mostek led jest malutki nie dość,
że nie utwardzi żelu to jeszcze żeby hybrydy nam się równo utwardziły trzeba ruszać palcami
i ogólnie kombinować - a po co się męczyć skoro można mieć wszystko w jednym produkcie?
Lampa jest duża i bez problemu wejdzie tam cała ręka lub stopa, szybko utwardzi,
dobrze utwardzi i jeszcze fajnie tak nowocześnie wygląda.
Lampa mimo swoich rozmiarów jest leciutka i poręczna.
Przede wszystkim warta swojej ceny.
Moim zdaniem dobra zarówno do domu jak i do salonu. 
Uważam, ze to naprawdę najlepsza lampa jaką można mieć za takie pieniądze
i też nie warto oszczędzać kupując tunelówke albo mały, niewygodny mostek
sama się o tym przekonałam i teraz to cacko jest moim wybawieniem.


A wy jakich lamp używacie do swojego domowego manicure? 

niedziela, 9 października 2016

Pędzle z aliexpress + szczotka do podkładu


Dzisiaj mam dla was recenzję kompletu 7 pędzli z aliexpress oraz szczotki do podkładu.

Pędzle, które zamówiłam to niestety podróbki Real Techinques zamówione trochę na nieświadomce
bo coś kojarzyłam takie pędzle już wcześniej, ale wyleciało mi to z głowy skąd i potem kiedy zorientowałam się, że pędzle to typowe, zerżnięte podróbki zrobiło mi się trochę głupio
bo osobiście nie jestem zwolenniczką kupowania podrabianych rzeczy więc modliłam się
żeby tylko przyszły nielogowane - na szczęście takie są.
Ogólnie zapłaciłam za nie ok. 21 zł ( link do aukcji wygasł ale ich jest pełno na ali ) 
Mamy 4 pędzle do twarzy i 3 do oczu więc można nimi zrobić cały makijaż oprócz podkładu.
Pomijając fakt, że są to podróbki od chińczyków same w sobie pędzelki
są bajecznie mięciutkie i przyjemne w użyciu.
Troszkę śmierdziały ale po umyciu zapach zniknął. Jeden pędzelek był polepiony
prawdopodobnie klejem więc musiałam odciąć na szczęscie tylko odrobinkę włosków
ale na tym pędzlu i tak najmniej mi zależało.
Za 21 zł taki zestaw to naprawdę dobry interes bo w Polsce zapłaciłabym tyle
za jeden pędzel Hakuro, które moim zdaniem są średniej jakości.
Włoski nie wypadają a są ciągle w użyciu i kilka razy już je myłam,
lakier jak na razie też nie schodzi więc po prostu pięknie się prezentują. 
Włosie jest syntetyczne ( jak dla mnie to zaleta bo nie lubię obdzierać zwierzątek z futerka ).


Tutaj duży pędzel do pudru i ogólnie do omiatania twarzy.
Ja np. jak widze, że mam za słabo rozblendowany bronzer to tym dużym,
puszystym pędzlem poprawiam blendowanie.



Tego pędzelka używam do nakładania rozświetlacza i jest w tym celu idealny.
Brakowało mi takiego nietypowego kształtu w mojej kolekcji.



Tutaj zwykły, klasyczny pędzelek do różu, który dobrze spełnia swoje zdanie.



Tym gagatkiem konturuję sobie buźkę, jest bardziej zbity niż pozostałe.



Duży puchaty pędzel do oczu. Jest naprawdę spory ale da się nim coś rozblendować
albo nałożyć cień na całą powiekę. Ogólnie najmniej przydatny z nich wszystkich
ze wzgledu właśnie na jego rozmiar.



Mniejszy puchaty pędzel do oczu, troszkę bardziej zbity niż jego " brat "
Fajny do blendowania jak i nakładania cieni.



Pędzel do brwi. Nie jest super cieńki i nie do końca też równo przycięty
więc do brwi jak najbardziej czy przyciemnienia lini rzęs cieniem,
ale do rysowania kreski eyelinerem wybrałabym jednak coś innego. 



Na koniec zostawiłam sobie szczoteczkę do nakłądania podkładu
( link również mi wygasł ) zapłaciłam za nią ok 1,50 $ .


Przyszła do mnie troszkę wgnieciona i niestety już nie bardzo chce wyglądać tak jak powinna
aczkolwiek nie przeszkadza to w jej używaniu.
Nakładanie nią podkładu jest naprawdę przyjemnym i ciekawym doświadczeniem.
Nie robi smug, ogólnie podkład wygląda dobrze, ale jednak wolę to robić gąbeczką.
Nie mniej jednak za taką cenę warto sobie wypróbować i samemu wyrobić zdanie.
Muszę też zaznaczyć że bardzo ciężko domyć ten pędzel bo jest bardzo,bardzo zbity
ale dzięki temu nie chłonie tak bardzo podkładu i daje od razu mocne krycie
co dla mnie jest plusem bo lubię jak moja twarz wygląda nieskazitelnie.


Na koniec powiem, że po pierwsze warto zamawiać z ali żeby zaoszczędzić
bo tutaj za 30 zł mam 8 pędzli, którymi wykonam bez problemu cały makijaż.
Warto oglądać i czytać feedbacki jeśli kupujemy na ali produkt.
Trzeba też sprawdzać czy coś co kupujemy nie jest podróbką
( mnie nie zapaliła się niestety czerwona lampka ) bo mimo, że nie mam nic do ludzi,
którzy kupują podrabiane rzeczy bo to ich sprawa, ich sumienie sama wolę mieć coś oryginalnego albo po prostu jakieś no name z chińskiej fabryki czy zamiennik tańszej marki,
który jest podobny, czasami nawet lepszy ale kosztuje trochę mniej po prostu nie ma znanego loga.
Wiadomo jest to nielegalne i nieuczciwe, ale jeśli ktoś podrabia jakiś produkt to znaczy,
że jest on czymś kultowym, a wiadomo, że nigdy nie zabraknie osób na świecie
mających chęć po prostu posiadania oryginału, żeby zaspokoić swój mówiąc wprost snobizm.
Bo często to co droższe nie znaczy lepsze, czesto znaczy tylko luksusowe a kto luksusu nie lubi?
Podrabianie jest to zjawisko powszechne i nie uda nam się z tym wygrać tak czy siak
jak np. z inną i dużo gorszą rzeczą - głupotą ludzką.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo stosowania w przypadku pędzli nie ma to aż takiego znaczenia,
ale podrabianego kosmetyku z niewiadomym składem w życiu bym nie nałożyła sobie na twarz.

Jeśli chcecie żebym recenzowała wiecej rzeczy z aliexpress to dawajcie znać 
w komentarzach żebym mogła przygotowywać więcej wpisów,
A wy lubicie zamawiać z aliexpress różne rzeczy? 

niedziela, 2 października 2016

Ulubieńcy września 2016

W tym miesiącu mam tylko 4 ulubieńców - nie lubię pokazywać wam ciągle tego samego,
a tylko te nowe produkty albo wcześniej nie pokazywane przeze mnie
przypadły mi tak bardzo do gustu, że zasługują na swoje 5 minut.



Moje serce skradł rozświetlacz Makeup Revolution Golden Godess.
Nie dość, że pięknie się prezentuje na półce to jeszcze bosko wygląda na skórze,
jest piękną i złotą taflą. Jego blask jest z nami od rana do wieczora,
a zapłaciłam za ogromne opakowanie zaledwie 20 zł.
Czego chcieć więcej? 



Kolejnym i ostatnim makijażowym ulubieńcem ( ale tylko pół-ulubieńcem :( )
jest pomadka firmy NYX Lingerie. Odcień jaki posiadam to nr. 11.
Piękny nudziak z różowymi tonami, który ma niestety słabą pigmentacje.
Na jego obronę muszę przyznać, że jest to naprawdę trwały kosmetyk, który nie wysusza
 jakoś bardzo ust a każdy wie, że matowe pomadki mają to do siebie. 



Moje ulubione perfumy z Rossmanna za 10 zł ( za 10 ml ) Mel Merio
It's Glamour Time. Nazwa jak i opakowanie wskazuje na niską półkę cenową,
wyglądają tandetnie ale zapach jest bajeczny i długotrwały.
Wszystkie CK, moje kochane Penhaligon's, Armani i inne wysokopółkowe perfumy
chowają się przy tym zapachu - nie umiem go określić, ani do żadnego innego porównać
bo nigdy się wcześniej z czymś takim nie spotkałam.
Używałam ich jakiś rok/półtorej roku temu i bardzo za nimi tęskniłam
a teraz jestem bardzo szczęśliwą kobietą bo znów są na mojej zapachowej półeczce.



Jedynym pielęgnacyjnym ulubieńcem w tym miesiącu jest serum do włosów z Avonu,
które świetnie nawilża i wygładza moje zniszczone, suche końcówki.
Nadaje włosom ogromny blask i jest też wydajnym produktem.
Mam go od kilku miesięcy ale dopiero teraz sobie o nim przypomniałam.
Nie pamiętam ile dokładnie za niego płaciłam ale jak na Avon przystało nie był drogi.
Jest to też jeden z niewielu produktów tej marki, który nie okazał się tragedią.


Bardzo chętnie poznam waszych wrześniowych kosmetycznych ulubieńców! 

wtorek, 27 września 2016

Co warto kupić na -49% w Rossmannie?

W związku z tym, że od 30 września znów rusza wielka przecena na kolorówkę
postanowiłam pokazać wam moje hity, które są dostępne w Rossmannie.
Okazało się, że to naprawdę garstka produktów i szczerze mówiąć wole drogerie internetowe
o szerszym asortymencie i dużo niższych cenach. 
Zdjęcia brałam ze stron producentów bo produkty, które wam tutaj pokaże
albo mają tak poniszczone opakowania, że nic nie widać albo już ich nie mam.
Są to kosmetyki, których używałam bądź używam długo na codzień
i w 100% z czystym sumieniem mogę ję polecić.



Revlon Colorstay do cery tłustej/mieszanej zarówno starsza wersja jak i nowa z pompką.
W internecie do dorwania już od ok. 24 zł a w Rossmannie w regularnej cenie za prawie 70.
W promocji wyjdzie nieco ponad 35 więc przez internet tyle byśmy zapłacili z wysyłką.
Podkład jest mocno kryjący, trwały i ma szeroką gamę kolorstyczną.
Naprawdę warty wypróbowania dla wielu osób to absolutny must have.
Ja osobiście wolę Pierre Rene Skin Balance, który jest jego lepszym odpowiednikiem
ale niestety niedostępny w Rossmannie. 


Rimmel Stay Matte to kolejny mocno kryjący podkład. 
Bardzo też mocno nam buźkę zmatowi i ma konsystencję musu.
Ja osobiście go lubię też za lekkie, wygodne opakowanie.
Dodatkowo przyzwoicie się utrzymuje na buzi a w promocji będzie kosztować ok 14 zł.



Podkład Maybelline Affinitone, którego używałam kiedyś namiętnie. Nie kryje mocno,
nie jest też niesamowicie trwały ale można nim uzyskać naturalny efekt. 
Taki w sam raz na codzień. Minusem jest rzadka konsystencja. 
Po przecenie zapłacimy za niego 15 zł więc majątek to nie jest a uważam,
że sporej części osób może on przypaść do gustu.



Korektor pod oczy Eveline Art Scenic - dość dobrze maskuje pod oczami nasze cienie.
Nie waży się, dobrze zachowuje na skórze i jest niedrogi - ok. 15 zł regularnie
z tego co się orientuje. Widziałam w niektórych Rossmannach aczkolwiek nie we wszystkich.
Jest to też bardzo wydajny produkt ale musiało minąć trochę czasu zanim
naprawdę się polubiliśmy. Wielu osobom sprawdza się jako baza pod cienie
u mnie niestety wszelkie korektory szybko wchodzą w załamania. 


Korektor Loreal True Match, który jest dość drogi a więc w promocji zapłacimy za niego
niemal 20 zł. Nie jest to może najlepszy korektor na świecie ale ma fajne kolorki,
trzeba przyznać, że porządnie kryje, dobrze się go nosi.
Również należy do tych wydajnych kosmetyków - ja mam swój od wiosennej promocji
a końca nie widać - używam go bardzo czesto, ostatnio codziennie. 


Wibo Fixing Powder, który teoretycznie daje matowe wykończenie,
ale niezbyt nadaje się do tłustej cery. Nie jest to ten typ kosmetyku dający mat
na mur-beton. Wibo to tania marka więc nie zapłacimy więcej niż 7-8 zł kiedy będzie -49%.
Jest drobno zmielony i bardzo ładnie pachnie. Opakowanie jest ładne i solidne.
Ogólnie to jeśli pojawiam się w Rossmannie to zazwyczaj po coś firmy Wibo/Lovely. 






Tutaj absolutna perełka firmy Lovely - Gold Higlighter dostępny również w wersji Silver.
Obie posiadałam, została mi teraz tylko ta ze zdjęcia, drugi oddałam przyjaciółce.
Te rozświetlacze to idealne zamienniki Mary Lou Manizer pod względem efektu:
pięknego efektu tafli. Kosztują normalnie koło 10 złotych więc w promocji będą to grosze
a produkt naprawdę wart każdych pieniędzy i uwagi.



Moja ukochana maskara dostępna w Rossmannie i również w regularnej cenie kosztująca
około 10 zł - kolejny produkt Lovely. U mnie się sprawdziła. Podobno część osób uczula
ale mnie sie nic nie dzieje a zużywam już chyba 3 opakowanie. 
Daje ładny, naturalny efekt na rzęsach jest bardzo trwała i się nie kruszy.
Lubię też jej szczoteczkę, która ładnie rzęski nam rozdziela. 
Minusem jest to, że dość szybko wysycha ale tusz i tak wypada co 3 miesiące wymienić.



Rzadko używam kredek do brwi a jeśli już to tylko tej Catrice.
Cudowna w użyciu, pomaga upiększyć naszą ramę twarzy jaką są brwi.
Dzięki lekko woskowej formule trochę utrzymuje włoski w ryzach.
Bardzo łatwa w obsłudze z załączoną szczoteczką. Ja na poprzednich promocjach
płaciłam za nią jakieś 7-8 zł także nic dodać, nic ująć.
Na minus jest mały wybór kolorów ( chyba tylko 3 ).



Żel również marki Wibo Eyebrowfixer, który jest transparenty i lekko nabłyszcza włoski 
i porządnie nam je utrwala. Spełnia swoje zadanie i wyjdzie nam za niego coś koło 6 zł. 



Tak jak pisałam - w Rossmannie głównie zjawiam się po produkty Wibo.
Matowa, płynna pomadka Million Dollar Lips o numerku 1 ma piękny kolor,
jest trwała i dobrze napigmentowana. Bardzo komfortowa w noszeniu na ustach.
Kosztuje normalnie koło 12 zł więc tak czy siak można o niej pomyśleć.





Do paznokci nie używam już zwykłych lakierów tylko hybrydy i żele,
ale robię sobie czasem odżywkowe kuracje - ta SOS z Wibo nie dość, ze je pięknie
wybiela to jeszcze rzeczywiście są trochę odżywione i trwadsze.
Skórki zawsze usuwam przy pomocy preparatu cuticle remover
bo bardzo dobrze je zmiękcza i jest też niesamowicie wydajny. 
Za produkty tej firmy do paznokci w promocji płaci się niecałe 4 zł.


A wy na co polecacie polować podczas Rossmannowych przecen?