wtorek, 29 marca 2016

Duraline Inglot i baza pod cienie Lumene


Dzisiaj przychodzę z recenzją dwóch produktów bardzo pomocnych przy makijażu.



Na pewno większość z was kojarzy Duraline z Inglota.
Taka buteleczka kosztuje 26 zł za 9 ml moim zdaniem to nie dużo za taki wielofunkcyjny i wydajny kosmetyk. Dozowanie jest wygodne i higieniczne co jest sporą zaletą.
Ja najczęściej używam go do naprawiania  podeschniętych eyelinerów czy tuszy oraz do mieszania z cieniem by uzyskać eyeliner ( ważne żeby cień pokruszyć i wyjąć z opakowania na np. wieczko a nie wlewać plyn bezpośrednio na cień bo jak nam zaschnie to stworzy się taka cięzka do zdarcia skorupa, która zniszczy kosmetyk i będzie trzeba skrobać a co za tym idzie zniszczymy sobie kosmetyk).
Duraline nie tylko sprawia, że z z dowolnego prasowanego czy sypkiego produktu możemy uzyskać płynną konsystencję najbardziej porządaną przy kreskach ( a jak wiadomo ciężko o niedrogie eyelinery w fajnych kolorach ) ale też zmieni nasz kosmetyk w wodoodporny na dodatek nieźle podbije jego kolor więc dla mnie to absolutny must have, niezawodny i godny polecenia
po prostu - jeśli lubisz bawić się makijażem warto go mieć.



Drugim bohaterem dzisiejszego wpisu jest baza pod cienie marki Lumene,
która kosztuje ok. 40 zł i przyznam szczerze że mam wobec niej mieszane uczucia.
W tubce, która jest najbardziej higienicznym opakowaniem dla bazy mamy 5 ml kosmetyku.
Nie jest to dużo, ale też ile tej bazy się używa? Odrobinkę.
Chyba, że tak jak ja malujecie nie tylko siebie to wtedy nie posłuży ona nam zbyt długo...



Nie ma w sobie drobinek więc sprawdza się idealnie pod matowe cienie,
 jest w kolorze skóry i maskuje nieco żyłki na powiekach co mi odpowiada.
Natomiast chwilkę po nałożeniu muszę zamknąć oczy i jeszcze raz ją przyklepać i rozprowadzić bo zbiera się w załamaniu na szczęscie już po tej czynności to się nie dzieje co i tak jest irytujące
bo wiadomo tracę czas i muszę kontorolować to co się dzieje na oczach, z początku obawiałam się, że skoro baza tak robi jak jest sama położona to cienie będą się zbierać w załamaniu,
ale na szczęście siedzą na swoim miejscu i nic się złego z nimi nie dzieje.
Baza utrzymuje makijaż przez cały dzień, ale to samo robi moja baza z Miyo, która jest 30 zł tańsza.
W ciągu dnia kolory na oczkach trochę bledną, ale trzeba przyznać że kosmetyk
Lumene całkiem nieźle podbija kolor cieni co widać na poniższym zdjęciu.



Nie jest to bubel, ale za taką cenę spodziewałam się czegoś więcej i już tej bazy nie kupię,
następnym razem kiedy zużyję tą kupie matującą bazę z Zoevy, którą wszyscy zachwalają
a jest w podobnej cenie w dodatku jest jej z tego co wiem więcej w tubce niz Lumene.

Dziewczyny piszcie w komentarzach jaka jest wasza ulubiona baza pod cienie! 

sobota, 26 marca 2016

Nie bój się wyglądać inaczej !

Witajcie znów, dziś będzie dość długi post niekoniecznie związany z kosmetykami,
ale też urodą, modą i wyglądem w ogóle.


Oto mój ostatni makijaż, który zrobiłam sobie do pracy.
Niby nic specjalnego, ale kolor szminki przykuwający uwagę, nietypowy
no i właśnie ta kwestia mocno zainspirowała mnie do napisania tego wpisu.
Znajoma kiedyś stwierdziła, że jestem odważna bo mocno się maluję i często sięgam po nietypowe kolory. Powiedziałam, że makijaż to nie tatuaż i z racji tego, że wieczorem i tak go zmyję kombinuję,sprawdzam, łączę i eskeprymentuję oczywiście jednocześnie przykuwając uwagę.
Taki mam styl, nie sądzę, żeby było coś złego. Prawda?
Wiadomo są sytuacje, w których warto się powstrzymać ze swoją ekscentrycznością( np. pogrzeb, albo jakieś wielkie wydarzenie gdzie pasuje mieć suknię wieczorową i wyglądać bardzo elegancko
co nie znaczy, że nie można przemycić elementów swojego charakterystycznego stylu ) a na codzień tymbardziej jeśli ktoś ma niezobowiązujący charakter pracy gdzie może wyglądać po swojemu i nikt go z tego tytułu nie zjebie, albo ktoś ma szkołę, w której patrzą na to jak się uczysz a nie jak wyglądasz to można i warto pozwolić sobie na trochę więcej niż 99% społeczeństwa.
Większość ludzi wygląda niestety praktycznie tak samo, ciężko zapamiętać osoby mijane na ulicy...
Żyjemy w takich czasach, że jeśli ktoś nie jest charakterystyczny w wielu dziedzinach nie ma szans na sukces. Warto pokazać, że ma się swój styl i swoje zdanie.
Nie bać się krytyki, nie bać się koloru, tymbardziej jeśli robimy to ze smakiem, wykonanie makijażu albo stylizacji mimo, że wyjątkowe, rzadko spotykane wciąż zrobione poprawnie i estetycznie.
Ktoś może mi zarzucić, że mam mocny makijaż, ale nie zarzuci mi, że nie umiem się malować.
No właśnie... zarzucić, że mam mocny makijaż. A co kogo to boli swoją drogą? To ja w tym chodzę i to ja mam się w tym dobrze czuć. Zawsze będą osoby, którym się coś bardzo podoba i osoby, 
którym kompletnie dana rzecz nie przypada do gustu. Nie ma rzeczy uniwersalnych.
Warto się przełamać, jeśli masz ochotę użyć fioletowej albo czarnej szminki to użyj jej,
jeśli chcesz zrobić mocny makjaż oka i ust to zrób a jeśli dobrze w tym wyglądasz to chodź w tym.
Nie przywiązuj tak bardzo wagi do tego co ludzie Ci powiedzą, bo to Ty masz się komfortowo czuć
 tak jak wcześniej napisałam nie ma nic uniwersalnego, co spodoba się wszystkim niech się podoba Tobie, to Ty przeżywasz swoje życie najlepiej jak potrafisz.
Po co się upodabniać do innych, skoro można chociaż trochę wyróżniać się z tłumu.
Zrzuć z siebie te smutne kajdany przeciętności i zwykłości ( chyba,
że faktycznie dobrze się tak czujesz bo to jest kwestia najważniejsza )
nie można ukrywać samego siebie i swojej prawdziwej natury zwłaszcza jeśli chodzi
o defakto tak mało istotne rzeczy jak ubrania, makijaż, kolczyki czy tatuaże,
bo nie to świadczy o Tobie jako o człowieku, o tym świadczy Twoje zachowanie wobec innych,
to jak wypełniasz swoje obowiązki, jakie masz pasje i zainteresowania
a jeśli ktoś przekreśli Cię dlatego, że wyglądasz po swojemu to źle świadczy o tej osobie,
że ocenia po pozorach. A jeśli jesteś jedną z tych osób, która dobiera sobie towarzystwo kierując się takimi prozaicznymi sprawami jakimi jest nasza powierzchowność
to proszę zastanów się nad sobą, czy naprawdę każda osoba ubrana na czarno jest satanistą i narkomanem, czy każda ładna dziewczyna w mini i z mocnym makijażem to dziwka?
A Ty chciałbyś być traktowany przez pryzmat tego, że jesteś na pewno nudny bo masz podobne ciuchy i fryzurę jak większość ludzi w podobnym do Ciebie wieku?

Lubicie się wyróżniać z tłumu? Jeśli tak to czy często ludzie was za to krytykują?

PS. W dzisiejszym poście miałam na myśli głównie te drobne smaczki,mocny makijaż czy specyficzny styl, które również często są krytykowane a nie subkultury chociaż wiadomo, że punki, osoby, które ubierają się alternatywnie mają troszkę przekichane tylko dlatego, że wyglądają inaczej niż pozostali bo tak do cholery dobrze się czują, a ja nie rozumiem co w tym złego.

poniedziałek, 21 marca 2016

Pierre Rene Skin Balance Cover - mój ukochany podkład

Podkładu zaczęłam używać bardzo wcześnie bo mając jakieś 14 lat, na początku było to sporadyczne
gdyż w gimnazjum miałam ładną cerę, o wiele lepszą niż teraz, potem zaczęły się pojawiać mocne zaczerwienienia i trądzik więc przez moje ręce przewinęło się sporo fluidów.
Długo szukałam idealnego, który będzie jasny, mocno kryjący i trwały ...
W końcu znalazłam... przed wami Pierre Rene Skin Balance Cover. 



Kosztuje ok. 30 zł za 30 ml podkładu w szklanym opakowaniu z pompką
za co ogromny plus bo Revlon Colorstay doprowadzał mnie brakiem pompki do szału.
Ubóstwiam go za krycie, które jest naprawdę porządne, a nawet po nałożeniu dwóch warstw i utrwaleniu solidną ilością pudru nie daje efektu sztuczności.
Jest trwały, waży mi się lekko koło nosa, ale to mi robi niestety każdy podkład 
na szczęście w przypadku tego nie dzieje się to szybko, dopiero po kilku godzinach i nie rzuca sie w oczy więc i tak jestem bardzo zadowolona. Kolor nr. 20 jest bardzo jasny i bardzo żółty, czego trochę się z początku obawiałam jednak na szczęście bardzo ładnie dopasowywuje się do mojej cery,
która ma w sobie mieszane tony ( dlatego wcześniej używałam Revlona 110, który był mocno różowy, dla mnie był nawet dobry, mógłby odrobinę wpadać bardziej w żółć i byłoby idealnie ).
Na zdjęciu pokazuję jak prezentuje się nie roztarty na skórze
( dlaczego go nie roztarłam do zdjęcia to nie wiem co mi przyszło do głowy, ale i tak
zdjęcie nie oddaje nigdy tego jak kosmetyk wygląda na żywo więc warto sprawdzić tester w drogerii)



Najbardziej lubię go nakładać pędzlem typu flat top, ale palcami czy gąbeczką też jest przyjemnie.
Konsystencja jest bardzo podobna do Revlona CS czyli ani nie bardzo wodnista ani nie mocno gęsta jak w przypadku Stay Matte z Rimmela. Taka idealna.
Makijaż robiony nim koło 7rano trzyma się spokojnie do 22 w bardzo dobrym stanie.
Nadaje się do każdego rodzaju cery ja mam mieszaną ( bardzo tłusta strefa T i mega suche policzki, pojawiają mi się nawet suche skórki, które Revlon CS czasami podkreślał na szczęście Skin Balance tego w ogóle nie robi ) i sprawdza się fantastycznie, dlatego zamierzam kupić jeszcze kilka odcieni żeby móc sobie je mieszać i używać na klientkach bo ten podkład jest tego warty.
Co ważne nie ciemnieje na buzi, można go mieszać z innymi fluidami
i też sobie wówczas doskonale radzi.
Na obecną chwilę z czystym sumieniem stwierdzam, że to mój idealny podkład,
za rozsądną cenę. Ja kupuję stacjonarnie w drogerii Pigment w Krakowie, wiem,
że marka Pierre Rene jest średnio dostępna(szafa marki jest w naturach,
które nie w każdych miejscach są ), ale na szczęście drogerie internetowe
go oferują więc spokojnie można sobie zamówić
( widziałam go nawet po jakieś 22 zł więc jeśli ktoś robi większe zakupy to można zaoszczędzić ).
Niektórym przeszkadza jego specyficzny zapach ( mnie on pachnie trochę jak cukier waniliowy albo proszek do pieczenia coś koło tego ), ale uważam, że zapach, który po chwili wywietrzeje można przecierpieć, ja go nawet polubiłam. Dobry podkład za małe pieniądze.

Znacie ten podkład? Jakie podkłady są waszymi ulubieńcami? Piszcie w komentarzach!

wtorek, 15 marca 2016

4X makeup REVOLUTION - wielka recenzja


Na pewno kojarzycie markę Makeup Revolution, przyznam szczerze że wcześniej nie miałam z nią zbyt wiele wspólnego, byłam średnio zadowoloną posiadaczką jednej szminki o prześlicznym kolorze, która kosztowała zaledwie 5 zł więc nie czepiajmy się szczegółów...
No właśnie - niska cena jest ogromną zaletą kosmetyków tej firmy,
kolejną jest dostępność przynajmniej w tych większych miastach nie ma z tym problemu
( oczywiście praktycznie każda drogeria internetowa posiada w asortymencie produkty MUR )
dla mnie liczy się też różnorodność, kiedy mogę sposród wielu wariantów wybrać coś co naprawdę mi odpowiada kolorem, wykończeniem i innymi walorami i tutaj również firma się spisuje.
Zawsze kiedy oceniam kosmetyki biorę pod uwagę stosunek ceny do jakości,
po droższych produktach spodziewam się czegoś bardziej spektakularnego niż po tańszych
więc tym bardziej jestem pozytywnie zaskoczona moim nowymi zdobyczami.


Zacznę od paletki Iconic Pro 2, która składa się z 16 cieni i kosztuje ok. 35 zł.
Ja dostałam ją na urodziny - wiadomo kto jak nie przyjaciółki trafi w nasze gusta kosmetyczne?


Na dolnym zdjęciu pokazałam kilka swatchy, żebyście zobaczyły pigmentacje, która jak na tą cenę jest naprawdę genialna. Cienie ładnie się blendują, nie tworzą plam i można z nich stworzyć zarówno świetny dzienny jak i wieczorowy makijaż więc chwalę za uniwersalność i kolorystykę, która na pierwszy rzut oka może wydawać się zwykła, ale tak naprawdę jest zróżnicowana i praktyczna.
W zestawie mamy po 8 cieni matowych i perłowych ja lubię obydwa wykończenia więc jestem zadowolona i na pewno z wszystkich kolorków będę chętnie korzystać jeszcze przez długi czas.
Paletka była wzorowana na kultowej Lorac Pro 2, wiele dziewczyn twierdzi,
że tańsza wersja niewiele odbiega jakością od oryginału.
Do tej paletki załączony jest dwustronny pędzelek z jednej strony płaski, z drugiej zaokrąglony więc on nadaje się do blendowania. Może nie uczynimy nim cudów ale z braku laku dobre i to.
Najważniejsze są cienie, które sprawdzają się zaskakująco dobrze.


Pora na Unicorns Unite to paleta, która zawiera 18 cieni o każdym możliwym wykończeniu
i można ją kupić za mniej więcej 30 zł w zależności od sklepu.



To zestawienie wybrałam dla siebie sama, wprawdzie ciężko było mi się zdecydować i stałam chyba z pół godziny przed półkami z cieniami i biegałam od jednej do drugiej aż w końcu postawiłam na piękne, żywe kolorki zwłaszcza, że niektórych jeszcze nie miałam szczęścia mieć w swojej kolekcji
( co z tego, że mam po kilka podobnych ... ;) ).
Zestawienie nie jest uniwersalne ale ze względu na kilka spokojnych, stonowanych i jasnych kolorów osobom, które zazwyczaj stawiają na delikatne podkreślenie oka też sie sprawdzi.
Pigmentacja jest fajna, najlepiej sprawdzają mi się te odcienie perłowe.
Nie podoba mi się ten cień z drobinami brokatu, bo po blendowaniu już nie wygląda tak dobrze,
ale to normalne dla tego typu cieni więc wybaczam.


Przykładowy makijaż wykonany przy pomocy obydwu paletek
i rozświeltacza o którym zaraz będzie mowa więc czytajcie dalej.


Ogólnie rzecz biorąc to cienie MUR po prostu mi się dobrze sprawują, nie są może jakieś wybitne, ale nie należą też do słabych, można z nimi stworzyć śliczny makijaż, przy pomocy dobrych pędzli, umiejętności i chociaż odorbiny wyobraźni bo bez tego nic poza nudą nas nie czeka.
Na dobrej bazie trzymają się cały dzień bez zarzutu, bo to od niej zalezy trwałość cieni.


Żeby nie było tak kolorowo to teraz wielkie rozczarowanie...



Od razu zaznaczam, ze nie przepadam za matowymi pomadkami w płynie, bo u mnie się po prostu nie sprawdzają ale to co zrobiła mi ta, przeszło wszystkie moje kosmetyczne koszmary.
Wprawdzie pomadka Salvation Velvet Lacquer w kolorze Velvet Vamp,
ma zaskakująco piękny, ciemny kolor taki fiolet wpadający lekko w czerń a więc coś co uwielbiam niestety na moich ustach zachowuje się bardzo niegrzecznie.
Daje nieprzyjemne uczucie wysuszenia już po jakiejś godzinie, ale to nic...
Pigmentacja owszem jest na plus, ale tym aplikatorem naprawdę niezbyt łatwo maluje się usta tak, żeby były równo i wyraźnie zarysowane więc trzeba się pogimnastykować.
Pomadka brzydko się zjada, po dołożeniu zaczynają robić się takie " farfocle "
 zostawiają po sobie po prostu dziury. To jest nie do przyjęcia, szczególnie przy takim kolorze bo widać każdy mankament i niedociągnięcie.


Produkt nie jest warty nawet tych 15-20 zł, a ja pozostanę przy klasycznych,
matowych szminkach bo z takimi nie mam nigdy problemów.
Szkoda naprawdę, bo przez chwile po nałożeniu byłam bardzo zadowolona, niestety to uczucie zniknęło krótko po tym jak wyszłam z domu, nie miałam czym jej zmyć więc musiałam cały czas poprawiać i dokładać co skończyło się zwyczajnie brzydkim efektem na ustach.


Dla oczyszczenia atmosfery na sam koniec zostawiłam paletkę do konturowania, która na szczęście prawie mnie nie zawiodła, już tłumaczę dlaczego PRAWIE...

Jak zobaczyłam za jakieś 17 zł z groszami tą oto paletkę do konturowania na drogeryjnej półce,
przejechałam palcami po testerze to szybko wylądowała w moim koszyku.
Dopiero w domu zobaczyłam, że coś mi tu nie gra.
Po pierwsze bronzer ma lekko satynowe wykończenie i w dziennym świetle, jeszcze cieplejszy kolor niż wydawało mi się w drogerii, ale na szczęście konturowanie nim nie wygląda źle, więc i tak go używam niestety przez to z pewną niechęcią, nie postawiłabym na niego przy ważnym wyjściu. Rozświetlacz daje ładny efekt, bardzo podobny do rozświetlacza z Lovely w wersji Silver.
W zasadzie to nie widać między nimi różnicy. Fajnie zmielone drobinki, w chłodnym kolorze...
No własnie w chłodnym kolorze, co niezbyt dobrze wygląda w połączeniu z różem z tej palety,
który z kolei ma w sobie ładne, złote drobinki. Swoją drogą jest zamiennikiem Hot Mamy z The Balm, więc jestem zadowolona z tego produktu gdyż to mój ulubiony róż i uwielbiam efekt jaki daje na buzi, ma wprawdzie nieco słabszą pigmentację, nieco mniejszą ilość złotych drobinek
nie da nam identycznego efektu co kosmetyk The Balm,
ale za tak niską cenę takich szczegółów nie będę się czepiać.



Robiłam co mogłam, sprawdzalam, próbowałam rozblendowywać ze sobą produkty, ale jeśli róż ma w sobie ciepłe drobinki chłodny rozświetlacz, ze srebrzystym połyskiem wygląda sztucznie i dziwnie, robi się tego za dużo, a efekt disco może fajnie wyglądać na oczach, na reszcie tego co malujemy niezbyt się to sprawdzi. Nie są to złe kosmetyki, ba, są trwałe, nawet pod koniec dnia dalej prezentują się ładnie, ale mogłyby być o wiele lepiej skomponowane, może inny set wygląda lepiej ja mam C01. Mimo wszystko jeśli ktoś szuka niedrogich kosmetyków do konturowania polecam,
za taką cenę warto sobie wyprobować,
nawet jeśli będziemu używać tylko jednego czy dwóch produktów z trzech.



A wy lubicie Makeup Revolution?
Jakie są wasze ulubione a jakie znienawidzone produkty tej marki?
Piszcie w komentarzach robaczki ! :)

piątek, 4 marca 2016

Kosmetyczni ulubieńcy lutego 2016


Wiem Robaczki jak lubicie ulubieńców, dlatego dziś pokażę wam kosmetyki po ktore najchętniej sięgałam w ubiegłym miesiącu.


Jeśli chodzi o pielęgnacje ciała to bardzo przypadł mi do gustu żel pod prysznic Yves Rocher
o zapachu kawy. Kiedy się nim umyje to nie dość, że moja skóra jest czysta
i gładka to spokojnie przez godzinę po myciu cała łazienka pachnie jak kawiarnia.



Zaprzyjaźniłam się również z odżywką do włosów tej samej firmy, która nie dość że również bardzo ładnie pachnie ( chyba wszystkie kosmetyki YR tak mają )
to świetnie działa na moje włosy - są gładkie i lśniące.



Maseczkę do włosów Joanny poznałam, gdyż dodają ją do ich farby do włosów
( swoją drogą tania farba tej marki sprawdza mi się lepiej niż Palette, Syoss czy Garnier ).
Kompletnie się zakochałam. Włosy po niej niesamowicie błyszczą, są takie śliskie, przyjemne i wyglądają jak po wyjściu od fryzjera więc kiedy w drogierii zobaczyłam że jest jej duża wersja, od razu wzięłam ją do koszyka, tym chętniej że kosztowała niecałe 8 zł.



Mgiełka do ciała z Playboya #generation o przepięknym, słodkim zapachu.
Ja używam jej jako pefumy i zawsze noszę ze sobą w torebce gdyż ma plastikowe opakowanie więc trudno o stłuczenie i zalanie sobie wszystkiego pachnącą substancją z alkoholem w składzie
( dla dokumentow, zeszytów etc to byłaby straszna rzecz ) .
U mnie to taki kosmetyk awaryjny którego używam jak jestem daleko od domu i nie mam się czym psiknąć albo jeśli rano zapomnę się poperfumować.
Nie jest wybitnie długotrwała, ale jak na swoją cenę ( ok. 20 zł ) jest nieźle.
Ja po prostu kocham takie zapachy; piękne, kobiece, seksowne, słodkie, relaksujące.



Krem do rąk Evree, o którym wspominałam wam ostatnio >klik<
używałam codziennie przez cały miesiąc, a nawet troszkę jeszcze mi go zostało.



Z kolorówki w dalszym ciągu chętnie sięgałam po Sleek Oh So special!
Którą opisywałam dokładnie > TU < .



Kupiłam sobie kolejną paletkę cieni tym razem padło na Make Up Revolution
 o której już niebawem na blogu oczywiście,
a drugą dostałąm na urodziny i o dziwo właśnie po nią sięgam najczęściej.
Iconic Pro 2 wygrała wszystko. Nie wiem skąd tyle negatywnych opinii na temat cieni tej firmy,
gdyż jak na razie nie zawiodły mnie, ba jakością porównałabym je do cieni Sephory czy The Balm.
Cienie te używane na dobrej bazie przetrwają z nami dosłownie wszystko
co jest potwierdzonym info ponieważ zdecydowałam się chodzić do szkoły i pracować więc makijaż robię rano jak idę do szkoły, potem do pracy a wieczorem widzę się zazwyczaj z chłopakiem czy przyjaciółmi więc oczy zmywam koło 20-22 nieraz później i aż żal mi to robić bo zwyczajnie makijaż trzyma mi się idealnie a kolory są przepiękne
no i nie oszukujmy się ich ceny ( 20 - 40 zł ) są bardzo kuszące.

Unicorns Unite

Iconic Pro 2


Jeśli chodzi o konturowanie to dalej In the balm of your hand w użyciu i zestaw :
bahama mama + hot mama + mary lou najczęsciej gościły na mojej twarzy natomiast teraz testuję paletke do konturowania MUR gdzie róż jest identyczny jak Hot Mama Thebalm ...




Rzęsy chętnie tuszuję tym oto tuszem z Eveline ( ok. 13 zł ) z dziwaczną aczkolwiek dobrą szczoteczką, na początku ciężko się do niej przyzwyczaić, ale jeśli się polubicie to przyjaźń na zawsze. Tusz jest dobry nie kruszy się, ani nie odbija i pięknie podkreśla rzęsy.




Zamierzam wam też niedługo przedstawić kilka kosmetyków marki Softer,
 w tym ten piękny róż o satynowym wykończeniu za, którego zapłaciłam tylko 3 zł.




Na koniec zostawiłam mój ukochany, idealny podkład , który odkryłam dopiero teraz
Pierre Rene Skin Balance ( używam najjaśniejszego nr. 20 ).



Większość z tych produktów jeszcze nie doczekała się recenzji obszernych recenzji
ponieważ chce je jeszcze poużywać, sprawdzić żeby dać wam rzetelną i wiarygodną opinię
więc zostańcie ze mną zaobserwujcie bloga i polubcie > fanpage na facebooku < .

Znacie te kosmetyki? Jacy są wasi ulubieńcy lutego? Piszcie w komentarzach!