środa, 23 grudnia 2015

The Balm in MY hand ! + inspiracje ode mnie

Kilka osób nie mogło się doczekać recenzji paletki dobrze znanej marki The Balm
In The Balm of your hand i oto jest myślę, że po prawie miesiącu niemal codziennego używania
będzie ona wiarygodna i znajdziecie wszystkie ważne informacje.
Ta paletka to zbiór najbardziej popularnych kosmetyków marki The Balm.
Znajdzeimy tutaj 3 róże, kultowy bronzer Bahama Mama, 2 błyszczyki,
4 cienie do powiek oraz również bardzo popularny w świecie urodo-maniaczek
rozświetlacz Mary-Lou manizer.
Gdzie i za ile? W Douglasie za ok. 200 zł, w drogeriach internetowych ok. 130-160 zł.
Ja ją dostałam na mikołaja od mojego ukochanego, on zawsze trafia z prezentami w 10 !
Zacznę tym razem od wniosku a nie tezy jaką stanowią recenzję poszczególnych produktów:
uważam, że jeśli ktos chciałby mieć kosmetyki marki The Balm, albo chciałby je sobie wypróbować to jest jak najbardziej dobra opcja. Ta cudna paletka jest też bardzo praktyczna bo przy jej pomocy jesteśmy w stanie wykonać cały makijaż twarzy ( konturowanie bronzerem, róż i rozświetlenie)
ust oraz oczu. Wystarczy dołożyć trochę tuszu na rzęsy, jeśli ktoś używa to czegoś do brwi i podkładu,pudru i mamy makijaż tak naprawdę gotowy bez miliona pudełek, słoików i nie wiadomo czego jeszcze. Generalnie secik idealny na jakiś wyjazd kiedy chcemy mieć przy sobie najważniejsze kosmetyki i żeby nie zajmowały dużo miejsca.
Ponoć ta paletka jest z edycji limitowanej więc jeśli chcecie ją kupić to czym prędzej
pędźcie do drogerii czy zamawiajcie przez internet !
Oczywiście żeby nie było tak pięknie produkt ma swoje wady, ale o tym na samym końcu.

A teraz po kolei: przed nami 3 chyba najpopularniejsze róże do policzków tej marki
Hot Mama - to cudowny, łososiowy róż ze złotymi drobinkami, który idealnie nadaje świeżości buzi nawet po nieprzespanej, przeimprezowanej nocy. Brokat nie jest nachalny, ma maciupeńkie drobinki a nie wielkie kawałkiy brokatu. Chociaż wcześniej miałam identyczny z innej palety nie mogłam się przekonać do tego typu różu, a teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia. 
Używam najczęściej, ostatnio prawie codziennie. 
Tego różu można używać również jako cienia do powiek i przepięknie wygląda również na oczkach. 

Instain w kolorze Argyle - klasyczny, matowy róż. W zasadzie nie wiem co o nim więcej napisać.
Nie ma w nim nic nadzwyczajnego co nie znaczy oczywiście, że jest zły jest bardzo praktyczny,
również dosyć często go używam. 

Cabanaboy - jak hot mama jest to róż i cień w jednym. U mnie jako produkt do buzi się nie sprawdza,
nie podoba mi się jakoś bardzo to jak wygląda na policzkch, jest w chłodnym odcieniu,
połyskuje srebrnymi drobinkami i jest w mocnym, lekko fioletowym kolorze i bardzo łatwo z nim przesadzić. Za to na powiekach jest GENIALNY. 

Teraz konturowanie światłem i cieniem:

Bahama Mama - bardzo popularny bronzer. 
Chociaż bardzo dobry, na obecną chwilę najlepszy produkt do wyszczuplania i zmniejszania optycznie buzi jaki posiadam, ale to nie jest jeszcze to czego poszukuję.
Podobno łatwo nim zrobić sobie plamy jednak mnie to się nie zdarzyło nigdy
aczkolwiek fakt faktem warto z nim uważać bo jest bardzo mocno napigmentowany
jak zresztą większość produktów w tej palecie. Ładnie się blenduje dzięki czemu mamy bardzo naturalny efekt i przyzwoicie komponuje się z różnymi typami urody.

Mary-Lou Manizer - kultowy rozświetlacz, który nie ma w sobie nachalnego brokatu
dzięki czemu na buzi tworzy przepiękną taflę, która modeluje buzię. 
Podobno nie odznacza się nawet przy jasnej karnacji jednak ja, osoba, która jest blada prawie jak ściana musi go dobrze rozetrzeć żeby nie było minimalnie 
ciemniejszych cieni gdy nie pada na mnie światło, ale wybaczam mu to bo jest świetnym produktem.

Usta też lubią być pięknie malowane
Obydwa produkty można zarówno stosować na usta jak i na policzki jako kremowe róże.

How 'Bout Them Apples? w odcieniu Caramel - błyszczyk w karmelowym kolorze
o niestety dziwnej bardzo wodnistej konsystencji, dość długo zastyga także to najgorszy produkt
z In The Balm of your hand ale i tak jak widać czasami używam, bo ten kolor jest śliczny.

The Balm Girls czerwona szminka Mia Moore - przepiękna, żywa czerwień
daje półmatowy efekt. Mój ulubiony odcień tego koloru -  intensywny, seksowny,klasyczny.
W sam raz na święta i sylwestra dziewczyny !

No i moja ulubiona część paletki, moje ulubione kosmetyki czyli cienie

Shady Lady vol. 2 Insane Jane - mój biedny, niesczęsny cień, który dostałam już pokruszony 
( nie wiem kiedy uległ zniszczeniu, ale muszę go naprawić ). 
Prześliczny szaro-beżowo-zielonkawy cień z cudownymi złotymi drobinkami. 
Bardzo go lubię to też nie chcę zabierać się za jego naprawianie jak nie mam na to siły i ochoty
bo łatwo przedobrzyć i sobie zepsuć kosmetyk ( o naprawianiu pokruszonych produktów prasowanych na pewno też niebawem napiszę) .

Shady Lady ( wersja Special ) Shadow Fard - śliczny cieply odcień, który magicznie opalizuje na złoto. Nie jest to zgaszony pomarańcz, bardziej brzoskwinia wpadająca w brąz/beż.
Ślicznie się prezentuje - daje efekt rozświetlonej powieki. 

Nute Tude, Sexy - Fenomenalny bordowy, matowy cień z najpopularniejszej paletki cieni tej marki.
Lekko wpada w brąz. Jest naprawdę fantastyczny
i stanowi cudowne otulenie zewnętrznego kącika oka.
Niestety po nałożeniu na powiękę troszkę zmienia kolor jednak mnie to nie przeszkadza, po prostu dokładam go trochę więcej i mam efekt taki jaki chcę zresztą to dość typowe dla cieni
nawet tych z wyższej półki. 

Balm Jovi, Lead Zeppelin - uwielbiam zespół Led Zeppelin to nazwa koloru przypadła mi do gustu tak samo jak jego piękna zgniła zieleń ze złotymi drobinkami. 
W ogóle marzy mi się cała paletka Balm Jovi, nie wiem czy bardziej przez moje zamiłowanie do rocka czy przez te piękne kolorki i uniwersalność tej palety
a może to po prostu zakupoholizm ... 


Jednak tak jak wspomniałam na początku paletka nie jest idealna i bynajmniej nie chodzi mi o pigmentacje produktów bo jest przyzwoita i biorąc pod uwagę, że za ( zaokrąglę )
150 zł mamy 11 produktów to wychodzi nam całkiem rozsądna cena bo ok, 14 zł za jednen kosmetyk. Samo opakowanie na pierwszy rzut oka wygląda solidnie,
ale to tylko ten pierwszy rzut oka. Wszystkie produkty latają w środku, klekoczą sobie i są poodklejane. Może przez to mój nieszczęsny cień uległ zniszczeniu co dla mnie jest kolejną wadą.
Serce mnie boli kiedy biorę do rąk moje cudeńka i słyszę jak w opakowaniu wydają dźwięki stukotania co sugeruje, że nie są one wystarczająco dobrze zabezpieczone.



Mam jeszcze dla was inspirację świątecznych paznokci ( w czas jak zwykle ... )
ale jeśli ktoś nie zrobił jeszcze bo brak mu pomysłu to może się zainspiruje. 
Wykonanie paseczków woła o pomstę do nieba ale ręka mi drżała jakbym była alkoholikiem
z wieloletnim stazem. Nie mniej jednak mnie się podobają i jestem z siebie dumna
bo chciałam coś co nie zajmie mi całego dnia a będzie efektowne i jednak trochę świąteczne.
Biały mat a na tym skośne czerwone błyszczące prążki inspirowanie cukierkowymi laseczkami charakterystycznymi zresztą dla świąt bożonarodzeniowych.
Czerwony lakier + srebrna syrenka na białej hybrydzie.


I dzisiaj w końcu miałam ochotę, siłę i czas by pobawić się techniką malowania oczu
jaką jest cut crease. Wymaga precyzji ale jest wbrew pozorom bardzo prosta.

przeprosiłam się tez z moją fioletową szminką, którą ostatnio schowałam na dno kuferka.
Jednak niebieski cień do niebieskich oczu wcale nie jest takim złym pomysłem jak widać.



Chociaż nie lubię składać życzeń świątecznych bo mam wrażenie, że ludzie robią to w wymuszony sposób jednak we mnie jest jeszcze ociupina empatii 
i ta dziecięca miłość do świąt, tego czarującego klimatu więc wszystkim, bez wyjątku
życzę wszystkiego dobrego, przede wszystkim zdrowia bo bez niego jest ciężko
ale też szczęścia i ciepła nie tylko od święta.
A wszystkim blogerom i kosmetyko-maniaczkom, w ogóle ludziom z pasją rozwijania swoich 
zainteresowań i talentów bo samorealizacja jest chyba najważniejsza w życiu
bez niej człowiek nie poczuje się spełniony. 
I szczęśliwego nowego roku ! Bo pewnie następny post u mnie będzie już w 2016.

czwartek, 17 grudnia 2015

Podkład Revlon Colorstay, szminka MUR i cień Freedom; recenzje.

Przybywam do was z recenzją kolejnych produktów, które
zamówiłam sobie z cocolita.pl bo bardzo polubiłam tą internetową drogerię. 

Zacznę tym razem od bardzo popularnego podkładu marki Revlon Colorstay
w kolorze Ivory nr.110 czyli kolor idealny dla mnie
( zaznaczam, że jest on prawie trupi i u niewielu osób się sprawdza
tymbardziej, że ma różowe tony. Moja skóra ma odcień blady lekko zaróżowiony,
ale bardziej taki neutralny i większość podkładów, oczywiście tych najjaśniejszych 
mi pasuje o ile skrajnie nie wpadają w róż czy żółć).

Przelewam go sobie do opakowania po podkładzie z Astora ( buteleczka z tyłu )
bo jak większość osób wie podkład Revlon NIE MA POMPKI.
Co jest cholernym utrudnieniem bo muszę czekać ok. 20 sekund zanim wypłynie z buteleczki
( no chyba, że mam ochotę go rozlać to wówczas przechylam buteleczkę o 180 stopni)
a jak wypływa to jest to loteria czy wyleje go się nadmiar czy będzie trzeba dobierać i dobierać...
To jest najgorsza wada tego podkładu, bardzo utrudnia makijaż, 
szczególnie ten poranny kiedy zazwyczaj nie mamy zbyt wiele czasu.
Podkład ma krycie w moim odczuciu całkiem solidne, nie jakieś teatralne,
więc daje porządny naturalny efekt i za to go bardzo cenię.
podkreśla suche skórki owszem, ale robi to większość tego typu kosmetyków
więc przed nałożeniem trzeba solidnie buzię nakremować.
Kolejną jego zaletą jest to, że ma duży wybór kolorów od tych dla bladiochów 
do tych dla osób o ciemnej karnacji.
No i jest całkiem trwały, ale bez bazy może być ciężko żeby wytrzymał cały dzień 
i dalej prezentował się na buzi estetycznie. 
Polubiłam go i myślę, że kupię jeszcze nie raz natomiast 
w drogeriach internetowych zazwyczaj kosztuje do 30 zł ( 27-29) 
w drogeriach typu Rossmann, Hebe itd. ok. 70 zł.
Za cenę 29,90 ( ja tyle płaciłam ) polecam bo to rozsądna kwota za tego typu produkt
ale 70 zł w życiu bym za niego nie dała ...
Jest dobry, ale nie robi nic szałowego, podkład jak podkład ja się cieszę bo jest jasny 
i w końcu mam taki, który jest prawie idealny pod względem koloru 
jednak ten brak pompki moim zdaniem jest karygodny
i absolutnie nie rozumiem dlaczego producent na to nie wpadł że przydałaby się opcja
BŁYSKAWICZNEGO WYDOBYCIA PRODUKTU...

Zamówiłam też szminkę Make up Revolution w kolorze barbiowego różu
o nazwie Crime. Kosztowała 5 zł więc bardzo mało jak na kolorową pomadkę.
Jest nie najlepiej napigmentowana i trzeba się nią troszkę namachać żeby efekt był widoczny,
ale za taką śmieszną kwotę nie spodziewam się jakiejś super powalającej jakości.
Nieźle jak na swoją cenę utrzymuje się na ustach, wiadomo jeśli coś zjemy to zniknie
ale poprawienie jej nie jest chyba aż takim problemem.
Przychodzi do nas zafoliowana więc mamy pewność, że nikt jej wcześniej nie otwierał.
Daje ładny efekt na ustach; jest takim półmatem ale to widać dopiero po chwili 
a zdjęcie zrobiłam zaraz po wykonaniu swatcha więc tego nie widać . 
Ogromne propsy dla firmy MUR za to, że mają w swojej ofercie szminki 
w najróżniejszych kolorach - oprócz klasycznych róży, czerwieni i pomarańczów czy beżów
znajdziemy niebieską, zieloną, czarną czy żółtą. 
Polubiłam ten kolorek, to taki odcień różu, który spasuje praktycznie każdemu typowi urody.
Uważam, że za 5 zł warto wybróbować. 

Ostatnią rzeczą o jakiej wam opowiem jest brązowy cień marki Freedom ( Nude 209 ).
Szukałam cienia do brwi gdyż nie mogę znaleźć odpowiadającego mi odcienia ciemnego brązu
to też mieszam brązowy cień z czarnym i efekt jest taki sam. 
On również kosztował chyba 5 zł i jest niezbyt mocno napigmentowany
( tutaj nałożyłam na bazę Miyo, której recenzję na pewno też zrobię ).
Kiedy po całym dniu noszenia go na brwiach zaczęłam się mu przyglądać
okazało się, że jest taką delikatną satyną ( była przekonana, że jest matowy )
ale o dziwo tego na brwiach w ogóle nie widać więc śmiało go dalej używam
chociaż miałam pewne obawy, że będzie to nachalny efekt. 
Nie widać to nie widać, poza tym wątpię, że ktoś będzie przypatrywać się moim brwiom tak wnikliwie że zauważy odrobinkę charakterystycznego dla satynowych cieni blasku.
Na powiekach też prezentuje się ładnie, ale trzeba się napracować żeby uzyskać z jego pomocą intensywny efekt. W sam raz na dzienne smokey.
Myślę, że kiedyś wypróbuję go jako bronzera do konturowania bo ma idealny do tego
odcień - chłodnego brązu. Kto wie może to kosmetyk wielozadaniowy?

Pamiętajcie to, że jeśli pisze, iż dany kosmetyk jest do tego czy tamtego nie znaczy,
że nie możecie używać go jak wam tylko wyobraźnia podpowiada ( o ile to bezpieczne ! ).

wtorek, 15 grudnia 2015

L B A

Tym razem niewiele będzie o kosmetykach, gdyż 
http://benoele.blogspot.com/ nominowała mnie do powiedzmy chellenga
 a chodzi o to, że odpowiadamy na pytania wymyślone przez nominującą nas osobę,
nominujemy inne osoby i wymyślamy im pytania. 
Jest to forma docenienia za " dobrze wykonaną robotę " czyli fajnego bloga.
Bez zbędnego pieprzenia przejdźmy do 11 pytań, na które postaram się odpowiedzieć:

1. Rzecz bez której nie mogę żyć to... i dlaczego?

W sumie ciężko odpowiedzieć na to pytanie bo tak naprawdę nie ma jednej rzeczy, bez której nie potrafię się obejść więc będę cwaniarą i powiem, że moja torebka.
A dlaczego? Bo znajdują się w niej przydatne rzeczy: 
portfel, w którym czasami noszę pieniądze XD
kosmetyczka, w której noszę kosmetyki do makijażu
krem do rąk, bez którego naprawdę nie potrafię się obyć 
telefon i słuchawki wiadomo kontakt ze światem i możliwość słuchania muzyki to ważna sprawa.
Dokumenty, szczotkę do włosów i inne przydatne rzeczy ( np. klucze ) też tam zawsze są.

2. Jaka jest Twoja ulubiona przekąska na słodko i słono? Dlaczego?
na zdjęciu powyżej widzicie moją ulubioną czekoladę. 
Moim zdaniem to idealne połączenie: mleczna czekolada, orzechy i toffii, które uwielbiam.
Jednak uwaga! Jest baaaardzo słodka.


Nie przepadam za przekąskami na słono jeśli jednak muszę coś podać
to niech będą to chipsy. Lubię wszystkie oprócz paprykowych.
Najbardziej Lay's Fromage i Wasabi :)

3. Oglądasz seriale? Jakie byś mi poleciła?


Ogólnie to nie oglądam seriali, ale bardzo lubię The Walking Dead.
Niestety przestałam oglądać w połowie 5 sezonu gdyż zwyczajnie nie mam na to czasu.
Uwielbiam horrory i moim zdaniem to jeden z najlepszych seriali XXI wieku.

4. Wolisz kupić coś gotowego do jedzenia czy przygotować samodzielnie? Dlaczego?

Jestem leniuchem i wolę kupić coś gotowego. 
W ogóle ja wybitnie nie lubię gotować oprócz pieczenia ciasteczek. 

5. Jesteś systematyczna czy raczej odkładasz wszystko na potem?

Wszystko robię na ostatnią chwilę, nie umiem w sumie tego zmienić i w gruncie rzeczy
wbrew pozorom nie przeszkadza mi to w życiu bardzo.

6. Na co wydajesz najwięcej pieniędzy ?
Na kosmetyki oczywiście.
No i niestety na papierosy, ale staram się przezwyciężyć ten nałóg.

7. Moim ulubionym kosmetykiem do pielęgnacji jest ... dlaczego?
Krem do rąk Isana z aloesem. Uwielbiam kremy, do rąk szczególnie a ten jest wybitny. 
Próbowałam wiele innych z różnych półek cenowych i tylko do tego zawsze wracam. 

8. Moim ulubionym kosmetykiem do makijażu jest ... dlaczego?
Nie mogłam zdecydować się na jeden ponieważ dla mnie każda rzecz w makijażu jest ważna.
Dlatego też wybrałam paletkę The Balm in your hand.
Mamy tu 3 róże, bronzer w sam raz do konutrowania, 2 pomadki do ust,
4 cienie oraz kultowy rozświetlacz.
Dlaczego jestem nimi zachwycona to dowiecie się niedługo w recenzji! 

9. Jaka komedia jest Twoją ulubioną a jaki film romantyczny?
Komedia - nie mam jednej ulubionej " Faceci w czerni ", " Szklanką po łapkach ",
" American Pie: Zjazd absolwentów ", " Zombieland "i wszystkie części " Strasznego filmu ".
A z filmów romantycznych nie mam ulubionego, 
kiedyć ciągle takie oglądałam teraz praktycznie w ogóle jakoś nie mam ochoty
może dlatego że odkąd mam wspaniałego faceta mam to na codzień. 

10. Co aktualnie znajduje się po Twojej lewej stronie? W jakiej sytuacji byś to wykorzystała?

Zapalniczka i perfumy, myślę że gdyby ktoś mnie zaatakował to zrobiłabym miotacz ognia
chociaż z perfum pewnie byłby słaby ... 

11. Chciałabyś się nauczyć czegoś czego nie potrafisz? Co to by było?

Chciałabym się nauczyć robić tatuaże gdyż uwielbiam je projektować
i kto wie może w przyszłości otworzę własny salon.



Oto moje pytania :
1. Co robisz kiedy jesteś sam/a w domu i słyszysz podejrzane dźwięki?
2. Czego nie lubisz w makijażu?
3. Czego nigdy na siebie byś nie założył/a i dlaczego?
4. Jak wykonujesz zadania, które przychodzi Ci zrobić? Sumiennie i staranie czy kombinujesz
jak robić, żeby się nie urobić?
5. Co myślisz o obecnej sytuacji w naszym kraju? Chodzi o sytuację z aferą TK i prezydentem.
6. Pamiętasz swój pierwszy dzień w szkole? Jak wyglądał i jak się wtedy czułeś/aś ?
7. Opisz siebie 3 przymiotnikami.
8. Dostajesz możliwość nieograniczonej wiedzy lub niesamowitej urody, co wybierasz?
9. Ulubiony zespół rockowy?
10. Jakie są Twoje ulubione perfumy?
11. Miłość - z czym kojarzy Ci się to słowo?

NOMINUJĘ:

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Paletki lovely w kolorach nude - porównanie.

 W końcu przychodzę z obiecanym porównaniem dwóch paletek firmy Lovely:
" Nude make up kit " oraz " Classic nude make up kit ".


Paletka Classic należy do mojej mamy, ale wiadomo czasem jej ją podkradam z kolei druga jest moją własnością. Obie są łatwo dostępne, te kupione na Rossmannowej promocji za ok. 8 zł.
Standardowo kosztują 12-15 zł w różnych drogeriach więc to bardzo mało bo w takiej paletce
mamy 12 cieni nie najgorszej jakości. 

Jeśli chodzi o kolorystykę to są kopiami paletek Urban Decay.
Nude make up kit przypomina mi połączenie Naked i Naked 2 
natomiast  " Classic nude ... " to totalna podróbka Naked 3
wydawała mi się znajoma, ale kiedy przeglądam w internecie zdjęcia paletyUD 
widzę to ogromne podobieństwo nawet kolory są ułożone w ten sam sposób.
Cienie od Lovely nie są jakoś zabójczo napigmentowane i te najjaśniejsze dosyć ciężko dostrzec
jednak te ciemniejsze są przyzwoicie napigmentowanie, trochę się kruszą, ale to zdaża
się nawet najdroższym cieniom więc nie mam tutaj pretensji.
Ładnie się blendują. Do paletek mamy załączone aplikatory, 
które są całkiem przyzwoite i może nie zrobimy nimi super profesjonalnego
i zapierającego tchu w piersiach makijażu to do szybkiego looku na codzień są okej.
Ja osobiście nie mam problemów z malowaniem się taikimi pacynkami
więc często mam przy sobie swoją paletkę w kosmetyczce bo akurat się do niej mieści
i udaje mi się nią wyczarować nawet przyzwoite smoky eyes.
Kolory w paletce " Classic " są piękne, ale kiedy wymalujemy sobie nimi oczy to wszystkie różowo-łososiowe są do siebie bardzo podobne, to samo z brązami - prawie nie widać różnicy. 
Tutaj produkty są słabiej napigmentowane niż w jej " siostrze ".
W obydwu paletkach przeważają perłowe kolory. 
Mamy 3 matowe, po 1 brokatowym ( najciemniejsze )
a cała reszta to perły na szczęście bardzo ładne perły,
które pięknie opalizują na powiekach nie ma tutaj tandetnego efektu więc duży +.
Bez bazy na przypudrowanej powiece ( nie mam przetłuszczających się powiek )
trzymają się ok. 6 godzin bez poprawek więc to naprawdę dobry wynik
jeśli weźmiemy pod uwagę niską cenę w stosunku do jakości.
Na zdjęciu powyżej macie swatche, porównuję tutaj podobne kolory z obydwu paletek.
Jak widać paletka classic jest trochę slabiej napigmentowana, ale nie jest to bardzo duża różnica.
No i przy okazji chciałam się pochwalić swoimi pięknymi, nowymi pazurkami,
nad którymi pracowałam całą noc przedłużanymi za pomocą produktu
marki Semilac - Hard Milk ale daruję sobie już dalsze dygresje.

Wnioski są takie; uważam że za taką cenę warto zainwestować w przynajmniej jeden zestaw cieni
w moim odczuciu lepsza jest Nude make up kit, ale jeśli ktoś ma ochotę to za mniej niż 30 zł
można mieć 2 całkiem fajne palety nudziaków a dzięki temu, że zawierają też ciemne kolorki
możemy sobie zrobić piękne smoky eyes na wieczór czy to impreza w gronie znajomych
czy romantyczna kolacja, czy też rodzinne spotkanie. 

Znacie te cienie marki Lovely? Macie, którąś z tych paletek?

czwartek, 3 grudnia 2015

Adaptacja Makbeta ( 2015 ) - moja opinia.

Uświadomiłam sobie, że przecież mój blog nie musi być tylko o kosmetykach
bo oczywiście są one tematem przewodnim i moją drugą miłością,
ale uwielbiam filmy, książki i gry komputerowe i mogę je recenzować 
a tu jest do tego najodpowiedniejsze miejsce. 
Dzisiejsza szkolna wycieczka do kina na " Makbeta " można powiedzieć, że
popchnęła mnie ku napisaniu tego wpisu ... No i oczywiście bezsenna noc jak zwykle.


Zaznaczę na wstępie, że zdaje sobie sprawę z tego iż pół internetu mnie zlinczuje
ale mam prawo wyrażać swoje niezadowolenie spowodowane filmem więc proszę
od powstrzymania się od ubliżania mi od idiotek, które nie doceniają sztuki
bo widziałam już internetowe gównoburze spowodowane filmem i nie chcę być ich częścią.
Film w reżyserii Justina Kurzela na podstawie dramatu Szekspira,
którego opisywanie fabuły sobie daruję, bo wydaje mi się, że 90% społeczeństwa
ma przynajmniej blade pojęcie o co chodzi w tym utworze a jeśli nie to radziłabym się zapoznać
 bo są takie rzeczy, które po prostu powinno się znać.
Może moja surowa ocena wynika z tego, że dramaty lubię tylko na scenie,
czytanie ich to conajmniej okropieństwo, uwielbiam czytać,
ale dramaty mnie zwyczajnie nudzą i denerwują didaskalia a "Makbeta" niestety 
nigdy nie miałam przyjemności widzieć w teatrze za to czytałam i zobaczyłam go dziś na ekranie.
Zdjęcia utrzymane są nieco w klimacie kojarzącym się z " Władcą pierścieni " czy " Grą o tron ",
mroczny, przyciemniony obraz, ciemne wszystko ciemne, ciemne ubrania, ciemny las, ciemne konie wszystko ciemne a to idealnie oddaje klimat tego utworu,przecież opowiada o serii okrutnych zbrodni, które pochłoną wiele ofiar a wszystko to można powiedzieć,że z kobiecej zachłanności,
egoizmu, chęci bycia na szczycie, kobieta potrafi zmanipulować mężczyznę do tego stopnia,
że zabije on każdego kto stanie na ich drodze do spełnienia wydawałoby się ich wspólnych ambicji...
( taka mała dygresja nie na temat filmu, ale całej fabuły Szekspirowskiego utworu )
Przepiękne widoki, które naprawdę zapierały mi dech w piersiach,
sprawiały, że chciałam tam być i patrzeć na te cuda natury, słyszeć każdy dźwięk,
trzaśnięcie gałązki, szum wiatru i chlupotanie wody.
Slow motion używane w tej ekranizacji w idealny sposób, całkowicie " uzasadniony "
dodający obrazom " tego czegoś " co chwyta nas za serce,
coś co sprawia że skupiamy się w 100% na danej scenie i chcemy ją chłonąć całym sobą.
Dbałość o każdy szczegół, zarówno scenografia, charakteryzacja, rekwizyty,
prowadzenie kamery to wszystko tak idealnie dobrane,
że absolutnie nic nas nie razi, każda z tych rzeczy do siebie pasuje, wygląda na przemyślane
i starannie dobierane przez twórców widać tu ich ciężką pracę, którą warto docenić.
Jeśli miałabym oceniać film pod tym konktekstem to u mnie 11/10.
Niestety naprawdę film lekko przynudzający, miałam wrażenie, że na siłę przeciągany
momentami, niektóre wątki można było spokojnie pominąć a inne rozwinąć,
skupić na nich większą uwagę i wtrącić trochę dynamizmu.
Podczas seansu czułam się bardziej znudzona niż czytając dramat,
a jak zaznaczyłam wcześniej nie lubię czytać takich utworów.
 Aktorzy dobrani dobrze do ról pod względem wizualnym, ale ich gra jest bardzo teatralna i zazwyczaj mają podobne miny przynajmniej mnie to denerwowało.
 Wiem, że Makbet to specyficzny utwór,
ale kiedy przenosimy dzieło z teatru na ekran spodziewamy się  troche mniej
właśnie tej teatralnej karykatury, przerysowanych gestów i słów,
bardziej chcemy się zidentyfikować z bohaterem tutaj tego nie ma.
To dalej teatr tyle, że nagrany, a aktorzy odgrywali swoje role głównie w plenerze
więc jeśli ktoś spodziewa się tej prawdziwości, realności gry aktorskiej
 ta wersja " Makbeta " do niego nie przemówi.
Ja chociaż teatr uwielbiam nie mogę się do tego przekonać,
może dlatego, że spodziewałam się filmowej naturalności a nie tej cholernej teatralności
( jakby ktoś miał ochotę na teatr to poszedł by do niego,
po filmie widz spodziewa się czegoś innego o czym właśnie napisałam,
a zresztą dramaty pisano już w starożytności, film jest stosunkowo młody, współczesny nam
typ dzieła nie bez powodu powinno się dopasowywać do czasu jego powstania ).
Te cudowne obrazy jakie zafundowali nam artyści pracujący nad filmem
gryzą się ze strefą werbalną adaptacji, a mogło być tak pięknie...

Film dostaje u mnie 5/10 za to czym mogły się nacieszyć moje oczy
a reszta punktów odpada wiadomo za co.
A jakie jest wasze zdanie na temat tego filmu? Widzieliście już?

wtorek, 1 grudnia 2015

Ulubieńcy listopada + zapowiedzi

Jako, że jest drugi dzień ostatniego miesiąca roku to zrobię notkę,
która podsumuje moje listopadowe zakupy, o których w większości już wspominałam,
ale fajnie byłoby zebrać to wszystko w kupę, zresztą póki co nie mam materiałów do nowych wpisów i czasu na coś bardziej rozbudowanego aczkolwiek zdradzę, że mam w planach filmik na yt z tutorialem makijażu dla opornych ale więcej już wam nie powiem. 
Oczywiście tak jak obiecywałam zrobię też porównanie dwóch paletek cieni nude z Lovely,
jednak wiadomo, że żeby zrobić wam rzetelne recenzje i porównać je to muszę je testować,
testować, testować i jeszcze raz testować na różne sposoby i w różnych zestawieniach.
Aa i mój św. Mikołaj pokazał mi już co dostanę 6 grudnia
więc czeka was również recenzja paletki The Balm The balm in your hand.
Zawsze marzyłam o kosmetykach z tej firmy bo podobno są świetne,
a ta paletka to idealne rozwiązanie - miniatury kultowych produktów w 1 palecie.
Także jestem mega szczęśliwa i nie mogę się doczekać.
To nie koniec zapowiedzi gdyż zrobiłam wczoraj drobne zamówienie na cocolita.pl
więc czekają was recenzje, recenzje i jeszcze raz recenzje.

No to teraz przejdźmy do ulubieńców:
Zacznę od pięknej szminki Golden Rose z serii Velvet Matte, o której pisałam tu >klik< 
więc nie widzę sensu pisania kolejny raz tego samego, 
gdyż staram się jak mogę żeby ten post był krótki i rzetelny
( widać jak mi to wychodzi ... no cóż uwielbiam się rozpisywać :P ) . 

Kolejnym hitem ponurego i zimnego listopada są te mięciusie pędzelki 
do pudru i bronzera/różu z Essence,
o których również wspominałam w poprzedniej notce >klik< 

Moje serce podbiła chyba już kultowa mascara Lovely - Curling Pump Up 
wspominałam o niej przy okazji notki o zakupach na promocjach w Rossmannie >klik< .
Największymi zaletami jest to, że prawie się nie kruszy nawet po całym dniu oraz ta niska cena ! 

Polubiłam też paletkę z Lovely o nazwie Nude Makeup Kit,
O niej pisałam tutaj >klik< . Wykazuje podobieństwo do paletki Urban Decay - Naked 2
a 2 odcienie srebra przypominają zestawienie z pierwszej wersji Naked.
O niej i o jej " siostrze " Classic Nude Makeup Kit, która przypomina z kolei Naked 3 
tak jak wspominałam będzie spora notka. 

Jestem zadowolona również z różu firmy Wibo, Smoothin'n wear blusher
było o nim tu >klik< ostatnio odkryłam, że pasuje mi większość róży
zarówno te wpadające w brzoskwiniowe tony jak te chłodne wpadające nieco w fiolet.
Ten ma lekko brzoskwiniowy odcień i ślicznie wygląda na twarzy.
Minusem jest opakowanie - bo chociaż lekkie, małe i poręczne to szybciutko
się trochę uszkodziło ( odpadł ten dyndzel, który trzyma obie części produktu... mam nadzieję, że wiecie o co chodzi ) a zależy mi na tym, żeby nosić go w kosmetyczce 
więc mam nadzieję, że nie spieprzy się bardziej, a jak tak to będę bardzo zawiedziona bo lubię firmę Wibo i mają dobre jakościowo produkty, w niskich cenach i opakowania też zazwyczaj solidne.

W ulubieńcach nie mogłoby zabraknąć topu Iron Hard również od Wibo ,
który ładnie nabłyszcza lakiery i przedłuża trwałość. Więcej info w tym miejscu >klik< .

Hitem pomysłowości internautek jest używanie zasypki dla dzieci zamiast pudru transparentnego.
Puder Babydream w Rossmannie kupiłam za ok. 7 zł za 100g produktu. I co? 
I sprawdza się lepiej niż inne białe, transparentne pudry ( bo w zasadzie tylko przy takich nie wyglądam jak dorodna pomarańcza ) o wiele lepiej matuje - 5/7 godzin bez poprawki dla mnie to zbawienie. Uwaga! NIE bieli. Po 10 min idealnie stapia się z podkładem i buzia wygląda pięknie,
jest zmatowiona ale wygląda bardzo naturalnie. Hit bo wiadomo 100 g to bardzo za 7 zł
no i ten cudowny, długo utrzymujący się mat. 
Największy szacun za skład - produkt przeznaczony dla niemowląt
więc tymbardziej dla mojej jednak już coraz bardziej wiekowej mordki delikatny, bezpieczny
nie uczula i ma taki miły zapach. Dla mnie to zazwyczaj nie ma znaczenia jeśli chodzi
o kosmetyki makijażowe, ale piszę bo wiem, że niektórzy zwracają dużą uwagę na zapach.
Nie zauważyłam, żeby zapychał chociaż pojawiały się takie informacje na forach i blogach.
Co więcej odnoszę wrażenie, że przedłuża trochę trwałość podkładu. 11/10 ! 


Na sam koniec zostawiłam coś dla miłośniczek manicure hybrydowego
a mianowicie lakier firmy Bling, numer 75 Bright Barbie.
Pochodzi on z Aliexpress i kosztuje tam 1,50 do 2 $ czyli maksymalnie 8 zł.
W Polsce dostępny na allegro za ponad dwukrotnie wyższą cenę bo za 18 zł.
Kolor marzenie: róż z delikatną nutką fioletu już od dawna go chciałam
i w końcu go mam na swoich paznokciach jak widać na zdjęciach z dużym odrostem
tygodniowym już i pięknie się spisuje. Współpracuje z innymi firmami lakierów hybrydowych
więc na pewno to nie mój ostatni Bling zwłaszcza, że mają sporo ładnych kolorków.
Pojemność 6 ml dla mnie jest okej - mam pewność, że się nie zmarnuje.
No i cena na ali jest naprawdę niziutka. 
Ja akurat odkupiłam go od jednej dziewczyny, która dostała 2 egzemplarze 
i zapłaciłam 10,50 zł z wysyłką, która zresztą przyszła bardzo szybko.
Ładnie się utwardza, trzeba nałożyć przynajmniej 4 cieńkie warstwy,
ale w przypadku hybryd jest to normalne, a nawet wskazane bo lepsze 4 cieńkie niż 2 grube.
Ja nie wiem czemu to zdjęcie takie nie wyraźnie, ale najwidoczniej 4:40 rano to nie dobra pora by robić fotki. Najważniejsze jednak widać - piękny, intensywny kolorek.



A z czego z waszych listopadowych zakupów jesteście zadowolone najbardziej?