środa, 3 stycznia 2018

Ulubieńcy ROKU 2017

Witam wszystkich w nowym, 2018 roku!
Ulubieńców grudnia nie będzie, raczej nie uwzględniałam ich
wybierając ulubieńców roku - za krótko znam te produkty.
Pewnie pod koniec stycznia lub na początku lutego pojawią się w ulubieńcach
ostatnich miesięcy albo nawet na początku marca jako zimowi ulubieńcy.
Rzadko piszę na swoim blogu ostatnimi czasy,
ale to nie znaczy że mogłabym odpuścić rocznych ulubieńców.
Chciałabym wam pokazać moje odkrycia kosmetyczne ostatnich 12 miesięcy. 

Zacznę od tego czego mam najmniej: pielęgnacji.
Testowałam mnóstwo szamponów, balsamów, kremów, masek zarówno do ciała
jak i do twarzy czy włosów jednak żaden z produktów nie skradł mojego serca.
Możecie mi życzyć żebym w 2018 roku znalazła swoich ulubieńców do pielęgnacji!


Wczesną wiosną tego roku odkryłam coś takiego jak skarpetki złuszczające,
które odmieniły moją pielęgnację stóp. Już nie muszę walczyć z pumeksami i tarkami.
Skarpetek takich używam średnio raz na 3 miesiące, czasami rzadziej, czasami częściej
w zależności od tego w jakim stanie są moje stopy. 
Na zdjęciu są te z She Foot, ale używałam również tych firmy L'biotica i również je polecam.
Koszt takich skarpetek to 15-20 zł a jest niesamowitą wygodą,
ponadto takie skarpetki złuszczą każdy zrogowaciały, stary naskórek
i takiego precyzyjnego efektu nigdy nie osiągniemy pumeksami ani tarkami.



Drugim i ostatnim produktem z pielęgnacji, który towarzyszył mi niemal cały rok
jest suchy szampon marki Isana. Dostępny za ok 10 zł w Rossmannie,
pozwala mi nie myć włosów codziennie ale co dwa a nawet trzy dni.
Szybko się wchłania po wyczesaniu więc nie zostawia białego nalotu,
spełnia swoją rolę - włosy wyglądają po nim jakby były przed chwilą umyte.



Lakiery hybrydowe, które skradły moje serce w 2017 roku są z firmy Neonail.
Jedyny kolor, który jest słabo napigmentowany to niestety czarny potrzeba 5-6 warstw.
Natomiast pozostałe odcienie, które posiadam potrzebują dwóch,
czasami trzech cienkich warstw do pełnego krycia.
Polecam również topy - standardowy i no wipe oraz bazę tej marki. 



Zapach, który odkryłam w minionym roku to Wonder Rose z Zary.
Za 100ml produktu zapłaciłam niecałe 40 zł więc bardzo mało.
Ponadto zapach jest przecudowny - ja uwielbiam słodkie, intensywne zapachy, szczególnie latem.
Ten cudowny aromat pozostaje też ze mną przez wiele godzin, 
a nie ulatnia się od razu jak nawet niektóre wysokpółkowe perfumy.


Czas na kolorówkę - czyli to co większość z nas lubi najbardziej.

Jeśli chodzi o pudry, podkłady i korektory zaufałam tym produktom, które już znam i lubię
a rzeczy, które testowałam nie przypadły mi do gustu do tego stopnia
żebym umieściła je tutaj dzisiaj. Moim ulubionym podkładem wciąż jest Pierre Rene Skin Balance.


Rozświetlająca baza z Golden Rose to produkt, który będzie mi towarzyszyć jeszcze długo.
Jak na razie to najlepsza baza rozświetlająca z jaką miałam styczność.
Sprawdza się nie tylko pod makijaż, ale również do mieszania z podkładami
czy nawet korektorami w celu uzyskania efektu pięknego glow. 
Ma lekko biały odcień więc nawet odrobinkę można nią rozjaśniać kosmetyk.
Używałam jej zarówno dla siebie w niewielkiej ilości pod oczy oraz na policzki,
jak i dla klientek. Często mieszałam ją z podkładem Pierre Rene Skin Balance,
który sam w sobie ma raczej matowe wykończenie a z tą bazą jest najcudowniejszym
podkładem dla cer normalnych a nawet tych mieszanych w kierunku suchych. 



Mgiełka utrwalająca z Golden Rose, której została mi dosłownie odrobinka na dnie.
Fajnie scala makijaż i ściąga nadmierną pudrowość a również utrwala.
Niejednokrotnie spryskiwałam nią rownież pędzle kiedy chciałam nałożyć cień na mokro.



Makijaże swoje oraz swoich klientek utrwalałam fixerem z Theatric professional.
Moim zdaniem nie odstaje niczym od kultowego fixera z Kryolanu
a jest zdecydowanie tańszy i przede wszystkim lepiej DOSTĘPNY.
Kupuję go w Rossmannie albo Naturze za ok. 30 zł. 



Jak już jestem przy marce Theatric Professional to muszę również wam polecić
bibułki matujące tej marki. Te różowe zdecydowanie lepiej matują niż zielone!



Mixery z Nyxa to produkt, bez którego wizażysta nie może się obejść.
Ja najczęściej używam białego i oliwkowego.
Mixery te są niezawodne, nie zmieniają właściwości podkładu czy korektora
i pomagają stworzyć idealny odcień. Jeśli macie problem z doborem
odcienia podkładu to warto się zaopatrzeć właśnie w ten kosmetyk
w odpowiednim dla siebie odcieniu.



Kupiłam z ciekawości paletkę kremowych korektorów z Golden Rose
i bardzo się cieszę, że to zrobiłam. Beżowy korektor ma fajny, pasujący do większości Polek
odcień. Pozostałe kolorki słuzą do korygowania przebarwień
i świetnie spełniają swoją rolę. Ja jak widać po zużyciu najczęściej używam
zielonego - do maskowania zaczerwienień oraz brzoskwiniego pod oczy, świetnie maskuje cienie
i od razu daje delikatne krycie. Użyty w niewielkiej ilości nie waży się pod oczami.



Pokochałam produkty do konturowania z Kobo.
Zarówno wygodną, kompaktową paletkę z dwoma odcieniami do konturowania
jak i matowym, jasnym, żółciutkim pudrem jak i stick do konturowania na mokro.
Mogę śmiało powiedzieć, że to mój ulubiony zestaw do konturowania
zarówno delikatnie na codzień jak i również na większe wyjścia.
Nigdy nie miałam z tymi produktami problemów, świetnie się rozcierają
i utrzymują się na skórze. Można im po prostu zaufać.



Na paletkę rozświetlaczy Ultra Pro Glow od marki Makeup Revolution
chorowałam od dawna. Odkąd ją sobie sprawiłam używam jej niemal codziennie.
Odcienie te można dowolnie mieszać by uzyskać cudownie błyszczący intensywny efekt
w odpowiednim kolorze. Moim zdaniem bardzo przydatna również w pracy wizażysty. 
Rozświetlacze te niczym nie odstają od np. kutlowej Mary Lou Manizer z The Balm
a cała paletka i tak jest tańsza niż pojedynczy produkt The Balm. 



Przechodząc już do makijażu oczu, nie mogę pominąć matowej bazy Zoevy,
która wprawdzie już miała swoje najlepsze momenty w internecie
ale wciąż jest warta uwagi i przetestowania.
Cudownie utrzymuje cienie, ma wygodne i higieniczne opakowanie w tubce.
Daje sobie radę również z mocno przetłuszczającą się powieką.



Przepraszam, że na zdjęciu ta paletka jest tak brudna ale ciągle jej używam
a ponadto bardzo ciężko ją wyczyścić. Jest to paleta cieni Makeup Revolution
inspirowana paletkami Morphe Brushes. Nazywa się Dynamic 
i ma w sobie odcienie po które ja najczęściej sięgam róże, borda i fiolety. 
Zawsze byłam fanką tej marki co łatwo można zaobserwować śledząc tego bloga,
ale ostatnie paletki cieni, które wypuściła ta firma przechodzą same siebie.
Konsystencja jest idealna, niezbyt sucha ani niezbyt masełkowa.
Cienie bajecznie się blendują, są dobrze napigmentowane i nie tracą na intensywności w ciągu dnia.



Cienie z My Secret są dostępne w Naturze i są naprawdę taniutkie.
Mają suchą konsystencję ale są za to dobrze napigmentowane 
i ja bardzo lubię z nimi pracować bo przyjemnie się blendują, nie robią plam.
Posiadam również poczwórną kolorową paletkę, o której zapomniałam robiąc zdjęcia.
W potrójnych paletkach dwa cienie uległy degradacji po nieznacznym upadku. 
Czarny cień tej firmy to najlepsza czerń jaką posiadam w swojej kolekcji,
jest intensywnie napigmentowana i nie traci koloru podczas blendowania.



Pigmenty z Glam Shopu odkryłam już jakiś czas temu i bardzo je chwaliłam
ponieważ mają piękne odcienie, nie sypią się tak bardzo jak np. Inglot
dzięki czemu można je spokojnie nałożyć mając już pomalowaną twarz.
Świetnie się trzymają powieki i są fajnie, drobno zmielone.
Jakież było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że pigmenty marki Mexmo
nie tylko mają identyczne opakowania ale również formułę
więc uwzględniłam je w tym wpisie razem. Prawdopodobnie to ten sam producent.
Polecam jedne jak i drugie tak samo. Kwestia skąd wolicie zamówić
i jakie kolory bardziej was interesują ponieważ Glam Shop ma więcej ciekawych odcieni,
duochromów i pigmentów o formule zbliżonej do brokatu np. śnieżka. 



Wodoodporne kredki do oczu, które pokochałam to Kohl pencil z Inglota.
Posiadam czarną oraz beżową. Jedyna ich wada jest taka, że bardzo szybko zastygają
więc należy szybko z nimi pracować. Wynagradza to ich masełkowa konsystencja.



Bardzo polubiłam wodoodporny eyeliner z Wibo.
Idealny do własnego użytku - załączony pędzelek ładnie namaluje z nami kreskę.
Kolor jest intensywnie czarny, makijaż nim zrobiony się nie kruszy
ponadto całość nie zajmuje wiele miejsca więc można go spokojnie nosić w kosmetyczce
czy zabierać ze sobą nawet w najdalsze podróże.


\

Kolejne eyelinery - tym razem brokatowe marki Golden Rose.
Póki co posiadam złoty oraz srebrny ale zamierzam dokupić też odcień niebieski.
Nie tylko zrobimy nimi drobny błyszczący akcent na powiece,
ale nawet nałożymy na całą powiekę zamiast cienia a nawet sprawdzą się jako baza
pod jakiś inny błyszczący cień czy np. pigment. 



Pomadki Golden Rose królowały już w 2016 roku, ja w 2017 poszerzyłam swoją kolekcję
o kolejne kolorki oraz dokupiłam drugie opakowanie pomadki nr. 10
ponieważ pierwsze już całkowicie wykończyłam.
Co tu dużo mówić, pomadki mają bardzo komfortową formułę - nie wysuszają ust,
są napigmentowane i trwałe. Można je dokładać i nie tworzą skorupki.
Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości - kosztują niecałe 20 zł
więc naprawdę warto przetestować jeśli jeszcze ich nie znacie!



Kobo wypuściło całą nową szafę kosmetyków w drogeriach Natura.
Na przetestowanie wzięłam jeden a później drugi odcień pomadki.
Ich konsystencja jest niemal identyczna jak Golden Rose i cena również podobna
więc nie rozwodząc się - śmiało kupujcie, są świetne!


Zbliżamy się ku końcowi a więc pora na gadżety do makijażu.


Zastrugaczki z Essence to coś bez czego nie umiem się obejść. 
Na zdjęciu widzicie drugą, nową jeszcze nie pobrudzoną sztukę.
Świetnie struga kredki zarówno małe do oczu czy konturówki
jak i te w większych rozmiarach np. do konturowania. 
Wbrew pozorom wcale nie tak łatwo o dobrą temperówkę, szczególnie do kosmetyków.



Pędzle, którymi zachwycają się miłosniczki aliexpress to między innymi Jessup.
Jakość ich włosia jest lepsza niż np. w przypadku Hakuro.
Za swój zestaw płaciłam niecałe 80 zł, przyszły w ok. 2 tygodnie.
W dwóch pędzlach odpadła mi skuwka - kwestia doklejenia kropleką.
Włosie nie śmierdzi, jest bajecznie mieciutkie, syntetyczne a pędzle spełniają swoje funkcje.
Na zdjęciu nie mam wszystkich pędzli z zestawu ponieważ część mam gdzie indziej.


I na sam koniec pędzle, na których punkcie również oszalały internautki.
Przedstawiam wam Hulu - porównywane często do Hakuro, 
moim zdaniem włosie jest miększe i nawet lepszej jakości.
Cena za to jest niższa. Ja wybrałam tylko syntetyki i rozważam zdublowanie tych pędzli,
ponieważ praca z nimi tak jak w przypadku Jessup to czysta przyjemność.
Mam aż 2 pędzle do podkładu, z P6 czasami wychodzą pojedyncze włoski ale wystarczy je przyciąć.
Skośny, ścięty pędzelek jest idealnie cieniutki, pędzel do cieni zbity więc fajny do precyzyjnego 
nałożenia cieni tak aby nie tracić na ich pigmentacji ale da się nim nawet rozcierać od biedy.
Skośny pędzel do bronzera/pudru/różu jest fajnie wyważony,
ponieważ nie jest zbyt zbity ani włosie nie jest też za "luźne" dzięki temu bardzo lubię
nim nakładać i rozcierać produkty na policzkach i pudrować czasem okolice pod oczami.


JEŚLI TO CZYTASZ TO GRATULACJE!
Dotarłeś do konća moich rocznych ulubieńców.
Piszcie w komentarzach koniecznie czy znacie te produkty i jakie macie o nich opinie
oraz dajcie znać jakie kosmetyki zawładnęły waszymi sercami w minionym roku! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz